Archiwum Polityki

Opaleni do kolan

W maju po raz kolejny zlustrowano François Mitterranda, zmarłego przed pięcioma laty prezydenta Francji. W czasie wojny algierskiej (która aż do 1999 r. widniała w oficjalnych dokumentach rządowych jako zaprowadzanie porządku w zbuntowanym województwie) był on dwukrotnie ministrem – raz sprawiedliwości, a raz spraw wewnętrznych i jako tak wysoki urzędnik państwowy dawał wojsku coś z rodzaju carte blanche na brutalny i krwawy sposób zaprowadzania ładu w kolonii.

Detonatorem lustracji okazały się opublikowane w maju 2001 r. wspomnienia emerytowanego generała Paula Aussaressesa, dziś 83-latka. W Algierii służył on jako szef oddziałów specjalnych, które na miejscu zamieniły się w szwadrony śmierci. Osobiście torturował i zabił 24 działaczy algierskich, a jego ludzie dwu czczonych do dziś bohaterów – Ali Boumendjela i Larbi Ben M’Hadiego – mord na których poddano makijażowi śmierci samobójczej. Tylko w okresie od stycznia 1957 r. do maja 1958 r. zamęczono 1509 osób, po czym na ogół wydawano na nich oficjalne wyroki śmierci, żeby sprawy zatuszować. Ale to dane encyklopedystów, bo według niedowiarków, np. dokumentalistów filmowych, takich ofiar było więcej.

Mitterrandowi wypomniano przy okazji, oprócz przyzwolenia wojsku na tortury, że Pierre Mendes-France – wizjoner przyszłego zjednoczenia Europy – na wieść o tym, iż do tortur doszło, potrafił wyjść z rządu. Mitterranda na taki gest stać nie było.

Są także doczesne wątki rozliczeniowe. Prezydent Jacques Chirac zaproponował, żeby generałowi Aussaressesowi odebrać Legię Honorową i żeby nie chodził więcej w mundurze armii francuskiej. Ocknęła się także partia komunistyczna, która – nieco z zaświatów, czyli po swojemu – zaproponowała wytoczyć proces o ludobójstwo. Generała chroni jednak amnestia z 1968 r.

Według najświeższych badań 20 proc. Francuzów uważa, że „w tamtych warunkach” torturowanie było uzasadnione, 10 proc. nie ma zdania, a reszta – czyli aż 70 proc. – stwierdziła jednoznacznie, że to była hańba. Temat algierski we Francji to jest stara rana, niby dobrze zagojona, lecz z każdego jej rozdrapywania zawsze wynika coś nowego.

Francuzi, kiedy wybuchała insurekcja w Algierii, czyli jesienią 1954 r.

Polityka 24.2001 (2302) z dnia 16.06.2001; Świat; s. 42
Reklama