Archiwum Polityki

Wokulskiemu szło lepiej

Polski przedsiębiorca, który na wszelki wypadek woli pozostać anonimowy, przeklina polityków w Warszawie: Bawią się w demaskowanie rosyjskich szpiegów albo kabel światłowodowy urasta do urządzenia podsłuchowego, a my tu na rynku rosyjskim natychmiast czujemy oziębienie i tracimy miliony dolarów i tysiące miejsc pracy. Potwierdzają to, aczkolwiek w bardziej oględny sposób, ludzie z polskiego Biura Radcy Handlowego w Moskwie i z Banku Handlowego.

Dwudziestu pięciu szefów dużych polskich przedsiębiorstw stanęło w pozie takiej jak piłkarze, kiedy przeciwnik strzela rzut wolny. Przylecieli do Moskwy rządowym samolotem pod wodzą wicepremiera do spraw stosunków z zagranicą. Dobiegały końca lata osiemdziesiąte i tliły się jeszcze złudzenia, że pierestrojka odmieni nieuchronny upadek realnego socjalizmu; trzeba tylko ograniczyć centralne planowanie, a więcej inicjatywy pozostawić samym przedsiębiorstwom. Hasłem programu były priamyje swiazi, związki bezpośrednie.

Powitać polskich gości przyjechało na lotnisko dwudziestu pięciu sowieckich dyrektorów z podobnych branż, którzy stanęli naprzeciw Polaków w takiej samej pozie. Niektórzy już się znali, ale większość nie. Przez dwa dni rozmawiano, że priamyje swiazi są lepsze niż Gospłan i Komisja Planowania, po czym Polacy z niczym wrócili do domu, rozmawiając szeptem między sobą, że w naszych stosunkach za wiele jest polityki, a za mało biznesu. To samo prawdopodobnie mówiono po tamtej stronie.

Dziś chyba już żaden uczestnik tamtej imprezy nie jest czynny na pierwszej linii biznesu. Zmieniły się pokolenia, ustroje, granice, waluty – a priamyje swiazi między przedsiębiorstwami dwóch sąsiadów, Polski i Rosji, nadal kuleją. Wzajemne obroty handlowe są niewielkie, z ogromną nierównowagą na niekorzyść Polski – to rachunek za ropę i gaz. Inwestycje u sąsiada, jeżeli pominąć tranzytowy gazociąg przez Polskę – minimalne. A biznesmeni, wprawdzie już nie w niezgrabnej piłkarskiej pozie i całkiem głośno mówią, że do przełamania złych tendencji trzeba by tego, co dawniej było w nadmiarze, a mianowicie dobrego klimatu politycznego. Czy już nigdy się z tego fatum nie wyzwolimy? Czy w sferze polityki szukać będziemy jakiegoś czarodziejskiego zaklęcia, które za jednym zamachem usunie przeszkody i doprowadzi do rozkwitu jak za czasów Wokulskiego?

Polityka 24.2001 (2302) z dnia 16.06.2001; Gospodarka; s. 60
Reklama