Veronica Lario jest z zawodu aktorką i początek jej związku z Berlusconim sięga właśnie teatru. Na początku lat 80., gdy grała we „Wspaniałym rogaczu”, w mediolańskim Teatrze im. Manzoniego, Berlusconi zobaczył ją na scenie (półnagą) i poczuł – jak sam wspomina – „uderzenie pioruna, chociaż nie było burzy”. Kiedy Lario związała się z Berlusconim, postanowiła zejść ze sceny, zaszyć w domu i poświęcić wychowaniu dzieci. Skromna, dyskretna, wycofana, zawsze trzy kroki za mężem. Ale ostatnio przebrała się miarka.
Dotknięta do żywego zachowaniem męża napisała do wrogiej Berlusconiemu, sympatyzującej z lewicą gazety „La Repubblica”: „Piszę, by dać wyraz moim odczuciom na słowa wypowiedziane przez mojego męża podczas kolacji po uroczystym wręczeniu telewizyjnych nagród Telegatti. Zwracając się do niektórych z obecnych tam pań mój mąż pozwolił sobie na uwagi dla mnie nie do przyjęcia: »gdybym nie był żonaty, natychmiast bym się z panią ożenił«, »z tobą poszedłbym na koniec świata«. Są to komentarze, które obrażają moją godność i których – z uwagi na wiek, rolę polityczną, społeczną, a także sytuację rodzinną wygłaszającej je osoby (dwoje dzieci z pierwszego małżeństwa i troje z drugiego) – nie sposób sprowadzić do żartu. Proszę zatem mojego męża jako osobę publiczną o publiczne przeprosiny, zważywszy na to, że nie otrzymałam ich drogą prywatną”. Dalej jest o tym, że w czasie wieloletniego związku zawsze starała się unikać konfliktów (by chronić dzieci i mężowskie interesy), chociaż – przyznaje – kosztowało ją to niemało wysiłku. Ale teraz basta.
List ukazał się na pierwszej stronie dziennika (wydawanego notabene przez konkurenta Berlusconiego Carlo De Benedettiego) i stał się sensacją miesiąca.