Archiwum Polityki

Samcze sny

„Testosteron”, przebojowa farsa o miłosnych niepowodzeniach panów, odniósł zawrotny sukces w teatrze. Zobaczyło go ponad 100 tys. Polaków. Teraz na ekrany trafiła jego filmowa wersja. Na dużym ekranie inteligentny, dowcipny tekst Andrzeja Saramonowicza stracił całą swoją klasę i wdzięk.

Sztuka Saramonowicza wystawiona po raz pierwszy pięć lat temu przez Agnieszkę Glińską w warszawskim teatrze Montownia to przede wszystkim hołd złożony Woody’emu Allenowi, jego fobiom i obsesji na punkcie seksu, kobiet oraz moralności. W „Testosteronie” pojawiają się motywy doskonale znane choćby z „Jej wysokość Afrodyta” czy „Klątwy skorpiona”. Przykładowo – wątek walki płci, zakończonej klęską i upokorzeniem męskiego libido, zaślepienia, jakie wywołują romantyczne uniesienia i zaloty, miejsca człowieka na drabinie ewolucji itd. Kłopotliwe pytania o istotę oraz konsekwencje męsko-damskich przepychanek rzucone na rodzimy grunt i poddane swojskiej obróbce zabrzmiały na scenie wyjątkowo oryginalnie. Co zresztą było głównym źródłem powodzenia pikantnego utworu Saramonowicza, oskarżanego przez niektóre wojowniczo nastawione feministki o jawny szowinizm i seksizm.

Faktem jest, że w ostatnim czasie chyba nikt z naszych dramaturgów nie próbował tak spontanicznie i otwarcie analizować kompleksów wywołanych niezrozumiałą z punktu widzenia męskiego ego, wyzwoloną, demoniczną naturą kobiecości (może z wyjątkiem Marka Koterskiego, który robił to bardziej tradycyjnie i pod innym kątem). 42-letni autor „Testosteronu” ze szczerością, jakiej się po nim nie spodziewano, obnażył infantylizm samczych snów o nieposkromionej seksualnej potencji. Rozbił w pył mit o harmonii między sercem a rozumem, zadrwił z odwiecznych stereotypów na temat pożycia małżeńskiego. A nawet przyrównał niewierność współczesnych Polaków do osobliwych rytuałów rozmaitych gatunków zwierząt: od szympansów i goryli po ważki, delfiny i żubry. Wyszło mu, że nasz miłosny kod jest równie zdeterminowany, egoistyczny i nastawiony wyłącznie na przekazywanie materiału genetycznego jak u dzikich zwierząt.

Polityka 10.2007 (2595) z dnia 10.03.2007; Kultura; s. 67
Reklama