„Jesteśmy świadkami notorycznego łamania statutu przez Andrzeja Leppera, jednocześnie oświadczamy, że przewodniczący Lepper i mianowane przez niego władze nie rozliczyły się z finansów związku – brak jest jakiejkolwiek dokumentacji”– napisali we wniosku o wykreślenie z rejestru Związku Zawodowego Samoobrona czołowi działacze. Na czele nowego związku o nazwie Ojczyzna stanął Leszek Zwierz, dotychczas wiceprzewodniczący Samoobrony w regionie lubelskim. – Mamy już ponad 2 tys. członków – informuje. – Niech Andrzej ma się na baczności. Jak będzie nam rzucał kłody pod nogi, przyjedziemy do Warszawy i go zablokujemy.
Od początku istnienia Samoobrony kolejni przyboczni wodza porzucali go albo on ich porzucał. Wiernie trwa przy nim jedynie Genowefa Wiśniowska, zwana panią Gienią. O swoich byłych współpracownikach Andrzej Lepper mówi, że to albo złodzieje, albo obcy agenci. Najgorszą inwektywą obrzuca Ireneusza Martyniuka, podczas blokad 1999 r. uważanego za prawą rękę wodza. – Martyniuk? – denerwuje się Lepper. – To przecież korowiec.
Prawdopodobnie „korowiec” według Leppera nie oznacza członka KOR, ale sympatyka Unii Wolności. W przypadku Martyniuka to chybiony strzał, z UW bez wątpienia nie sympatyzuje. Podobnie jak inny były wiceprzewodniczący Samoobrony Janusz Malewicz nie jest agentem PSL, mimo że taki zarzut postawił mu szef Lepper.
Rodzinna organizacja
Każdy, kto przygląda się karierze Andrzeja Leppera, musi zauważyć prawidłowość. Ludzie, którzy otaczają przywódcę, stanowią jedynie tło. Im bardziej bezbarwne, tym lepiej dla wodza, bo to on podejmuje wszystkie decyzje i wytycza strategię. Kiedy w 1999 r. po żmudnych negocjacjach Ireneusz Martyniuk wynegocjował z ministrem rolnictwa porozumienie, Lepper demonstracyjnie na oczach telewidzów podarł ugodę (Martyniuk dziś ujawnia: – Lepper powiedział, że to błąd, bo chłopom za bardzo się poprawi; im mają gorzej, tym bliżej im do Samoobrony).