Archiwum Polityki

Zanim łechtaczka zaśpiewa

Skoro mężczyzna, aby się rozmnażać, musi przeżywać orgazm, a kobieta może począć nawet wtedy, gdy odczuwa tylko ból, strach i obrzydzenie, czyli w następstwie gwałtu – to jaki jest cel istnienia łechtaczki i kobiecego orgazmu? Tego pytania nie wymyślono podczas sprośnych pogwarek w czysto męskim towarzystwie. Zaprząta ono wyobraźnię współczesnych ewolucjonistów.

Przed Darwinem postrzegano kobietę jako niepełnego mężczyznę (łechtaczka miała być szczątkowym penisem), zaś przypadki kobiecego pożądania seksualnego traktowano jako niezgodne z naturą i piętnowano w imię przyzwoitości. Potem mówiono, że wymagać, aby mężczyzna nie pożądał pięknej kobiety, to tak, jak życzyć sobie, żeby drapieżnik nie rozkoszował się świeżym mięsem. W domyśle: mięso nie ma tu nic do gadania. Przekonanie, że mężczyźni bez przerwy TEGO chcą, a kobiety wolą tylko się przytulić, przetrwało u współczesnych ewolucjonistów, którzy nadal bronią tezy o wrodzonej różnicy między męskim a kobiecym popędem płciowym. Ostatnio spierają się, czy łechtaczka to wynik adaptacji czy tylko cudowny przypadek? Niektórzy twierdzą wręcz, że kobiecy orgazm – jako biologicznie zbędny – zmierza do zaniku. Wystarczy jedno wahnięcie koła ewolucji!

W ten spór, prowadzony z akademicką drętwotą przez mężczyzn, weszła błyskotliwa i przekorna kobieta. Ona także sięgnęła po wyniki badań naukowych z antropologii, socjobiologii, psychologii, seksuologii. Zestawiła je, a także osobliwie skomentowała w książce, oscylującej między popularyzacją nauki a śmiałą literaturą obyczajową – i znokautowała przeciwników ich własną bronią. Piszę „znokautowała”, ponieważ Natalie Angier nie stroi się w szaty subtelnej eseistki, nie jest skromna w słowach ani powściągliwa w sądach. Ona wali na odlew, jak na przykład wtedy, gdy zwraca uwagę, że „wydolna seksualnie kobieta może przeżywać pięćdziesiąt do stu orgazmów na godzinę, a mężczyzna ma się za wielkiego koguta, gdy uda mu się szczytować trzy lub czterokrotnie w ciągu nocy. Być może to jakiś kosmiczny dowcip, taki sam dysonans seksualny jak ten, który sprawia, że mężczyzna odczuwa największy popęd płciowy zanim stanie się całkiem męski – w wieku 18 lub 20 lat – podczas gdy kobieta rozkwita w pełni dopiero około trzydziestki–czterdziestki (jak ujęła to pewna aktorka: akurat wtedy, gdy jej mąż odkrywa, że najbardziej pociąga go ulubiony fotel)”.

Polityka 23.2001 (2301) z dnia 09.06.2001; Nauka; s. 95
Reklama