Starosta siedlecki Adam Okliński został niedawno przyłapany na prowadzeniu samochodu w stanie wskazującym, po czym od razu poszedł na urlop. Partyjni koledzy z PSL postanowili zaczekać na decyzję prokuratury, wierząc koledze, że spał on w stojącym na poboczu aucie. Dopiero po solidnym, jak wiele na to wskazuje, monicie od władz mazowieckiego regionu zaczęli nieśmiało rozpatrywać możliwość zmiany na stanowisku starosty. Przy okazji wyszło na jaw, że układ polityczny w powiecie jest skomplikowany, a PSL, namawiany zbyt nachalnie przez sojusznika – AWS do odwołania swojego człowieka, może się obrazić i przejść na stronę SLD. To typowy przypadek, kiedy prosta wydawałoby się sprawa obrasta nagle w dziwaczne konteksty, pojawia się jakaś pseudowyższa racja, która nie pozwala na męskie wyjście z sytuacji.
Głupstwa poza moralnością
Innego rodzaju kłopot mają ostatnio politycy z Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Bawiący na Białorusi poseł tego ugrupowania Jan Syczewski pochwalił system polityczny prezydenta Łukaszenki, a mocno zganił polską demokrację. – Trudno byłoby tę sprawę skierować do komisji etyki SLD – mówi Michał Tober z Sojuszu. – Mówienie głupstw z reguły nie podlega ocenie moralnej czy prawnej, chyba że staje się przestępstwem z urzędu, jak choćby kłamstwa oświęcimskie. Reszta to sfera wolności słowa. Wolność wolnością, ale Leszek Miller zapowiedział jednak skierowanie sprawy Syczewskiego od razu do sądu partyjnego, z paragrafu niezgodność z programem partii.
Sądy koleżeńskie, które działają w każdym ugrupowaniu, zajmują się głównie sprawami statutowymi, sprawdzają, czy władze partii nie szykanują szeregowych członków, badają legalność partyjnych posiedzeń, czuwają nad tajnością głosowań i prawidłowością procedur.