Archiwum Polityki

Stan czujności

Rozmowa z Davidem Morrellem, pisarzem, twórcą postaci Rambo

„Pierwszą krew”, opowieść o Johnie Rambo, zaczął pan pisać, gdy trwała wojna w Wietnamie.

Pracę nad nią rozpocząłem w 1968 r., a równocześnie pisałem doktorat z historii literatury. Pamiętam płonące samochody na ulicach miast i podpalone budynki. Przez uniwersytety przelewała się fala protestów przeciwko wojnie. Pamiętam też, jak na jednym z campusów żołnierz Gwardii Narodowej zaczął strzelać do studentów. Widziałem w ich oczach przerażenie i złość. Wietnam podzielił Amerykanów i o tym właśnie postanowiłem napisać książkę. „Pierwsza krew” to powieść antywojenna o tym, co by się stało, gdybyśmy mieli taką wojnę w Stanach.

No właśnie. Książka jest napisana z perspektywy dwóch równorzędnych bohaterów: Rambo – bohatera z Wietnamu i szeryfa Teasle’a – weterana z Korei. Tego w filmie z Sylvestrem Stallone już nie ma.

Gdy powieść ukazała się w 1972 r., część czytelników, zwłaszcza studenci, uważała, że bohaterem jest Rambo. Ale druga część twierdziła, że główną postacią jest szeryf Teasle, bo stoi na straży porządku i jest reprezentantem władzy. Rambo powieściowy wcale nie był postacią jednoznacznie pozytywną: był nauczony zabijać, więc w czasach pokoju nie mógł się odnaleźć, przemierzał Stany, czuł się odrzucony i niezrozumiany, narastała w nim agresja. W „Pierwszej krwi” obaj antagoniści giną. Tymczasem w filmie jest już inaczej. Prawa do sfilmowania powieści sprzedałem Hollywood w 1972 r., ale sfilmowano ją dopiero 10 lat później, już za prezydentury Ronalda Reagana.W filmie Rambo jest zmuszony do przemocy, musi się bronić. A czarnym charakterem stał się szeryf, bo był po prostu złym policjantem.

W kulturze amerykańskiej w rozmaity sposób portretowano weteranów wojny w Wietnamie.

Polityka 22.2001 (2300) z dnia 02.06.2001; Kultura; s. 40
Reklama