Archiwum Polityki

Lizbońska melancholia

Dla Europejczyków Portugalia jest miejscem magicznym. Pięćdziesiąt kilometrów od Lizbony, na skałach Cabo de Rocca kończy się nasz świat. Stąd już nie ma dokąd uciekać. Jednak to wybrzeże jest tak łagodne i słoneczne, że Antonio Tabucchi nie miał serca akurat tu skończyć swej powieści kryminalnej. Również Cyril Collard, scenarzysta, autor i główny aktor „Dzikich nocy”, rezygnuje na portugalskiej krawędzi Europy z samobójstwa. Chory na AIDS wraca do Paryża – do tej umieralni kultury europejskiej zarażonej wirusem postmodernizmu. W portugalskiej melancholii jest mimo wszystko dużo radości życia.

Sami Portugalczycy nie znoszą jednak, gdy cudzoziemcy przedstawiają „duszę” ich kraju w romantycznych kolorach dźwięków fado i fatalizmu saudade. Film Wima Wendersa „Lisboa Story” został przez krytykę portugalską zmieszany z błotem jako powielanie cepeliady, przyprawianie Portugalii gęby leniwych, ubogich krewnych gdzieś na kresach, zapatrzonych w swoją historię, zdominowaną w XX wieku przez trudną do pojęcia postać Antonia Salazara, który rządził Portugalią o wiele dłużej niż jakikolwiek inny autorytarny przywódca w dwudziestowiecznej Europie.

Antonio Salazar nie znosił ponoć chorobliwego sentymentalizmu Portugalczyków, ponieważ rozsadzał on wigor najstarszego narodu Europy. Sam był dyktatorem melancholijnym, niepodobnym ani do Mussoliniego, ani do Franco, ani tym bardziej do Hitlera. Ten profesor ekonomii z Coimbry, wstydliwy, nieznoszący rozgłosu i przepychu, oszczędny jak u nas Gomułka, nieufny wobec wpływów zagranicznych, zaaplikował Portugalii najdłuższą dyktaturę w XX wieku. Rządził od 1926 do 1974 r. Zacofanej i zadłużonej gospodarce portugalskiej zaaplikował swoistą terapię szokową: obniżkę płac i wzrost podatków. Już na początku lat trzydziestych Portugalia miała dodatni bilans płatniczy, ale zarazem tkwiła w miejscu.

Salazar był autokratą pozbawionym żądzy władzy. Żył skromnie. Nie znosił masowych imprez. Nie jeździł za granicę. Tępił dekadencję obyczajową i sztucznie podsycany dobrobyt. Walczył z coca-colą jak na wschodzie Stalin. Jego palatyni tłumaczyli, że napój ten zawiera trującą kokainę. Natomiast intelektualiści widzieli w niej napój wolności. Fernando Pessoa, największy poeta Portugalii w XX wieku, wymyślił dla niej hasło reklamowe „Primeiro estranha-se. Depois entranha-se” (Najpierw się zdziwisz, a potem się oddasz).

Polityka 9.2001 (2287) z dnia 03.03.2001; Historia; s. 78
Reklama