Archiwum Polityki

Futbol bez granic (przyzwoitości)

Finały mistrzostw Europy w piłce nożnej po raz pierwszy w historii rozgrywane są w dwóch krajach i dlatego między innymi odbywają się pod szczytnym hasłem „futbol bez granic” (Football without frontiers). Granice przyzwoitości przekroczyli jednak kibice-chuligani, którzy zakłócają spokój mieszkańców Belgii i Holandii. Granice dobrego smaku przekroczyli również sędziowie, wydając na boisku wiele kontrowersyjnych decyzji.

W hierarchii największych sportowych wydarzeń futbolowe mistrzostwa Starego Kontynentu ustępują tylko światowemu czempionatowi w tej dyscyplinie sportu oraz igrzyskom olimpijskim. Nic więc dziwnego, że organizację zawodów – w sumie 31 meczów – z udziałem 16 finalistów powierzono ośmiu miastom. Najtrudniejsze zadanie spadło na belgijskie Charleroi, które aż dwa razy gościło u siebie reprezentację Anglii. Oczywiście podopieczni selekcjonera Kevina Keegana nie sprawiają żadnych problemów wychowawczych, ale ich fani – jak najbardziej. Oblicza się, że do Belgii przyjechało około 25 tys. sympatyków angielskiego zespołu, w tym ponad połowa bez biletów. Wielu przeprawiło się przez kanał La Manche tylko po to, by porozrabiać, wielu nie obejrzało nawet jednego meczu, bo wcześniej kilkuset najbardziej krewkich deportowała belgijska policja. (W drugim rzucie po meczu Anglia–Niemcy aresztowano ponad 900 osób, deportowano z Belgii ponad 800).

Angielscy chuligani chcąc pomścić śmierć dwóch kibiców Leeds United, którzy zostali zasztyletowani dwa miesiące temu podczas bijatyki przed meczem o Puchar UEFA z Galatasaray w Stambule, szukają Turków. W czasie gdy czołowi piłkarscy działacze z Anglii i Turcji zastanawiali się wspólnie, jak zażegnać futbolową wojnę, w centrum Brukseli bandyci z Wysp zdemolowali turecką restaurację. Popis wyjątkowego chamstwa obserwowali też kibice podczas meczu Anglia–Portugalia (2:3) w holenderskim Eindhoven. Po spotkaniu schodzący z boiska David Beckham (mąż piosenkarki Victorii Adams z grupy Spice Girls), najlepszy zawodnik w zespole pokonanych – co akurat nie ma jednak w tym miejscu najmniejszego znaczenia – usłyszał od angielskich „kibiców” słowa, które przeraziły nawet najbardziej gruboskórnych.

Polityka 26.2000 (2251) z dnia 24.06.2000; Wydarzenia; s. 18
Reklama