Finały mistrzostw Europy w piłce nożnej po raz pierwszy w historii rozgrywane są w dwóch krajach i dlatego między innymi odbywają się pod szczytnym hasłem „futbol bez granic” (Football without frontiers). Granice przyzwoitości przekroczyli jednak kibice-chuligani, którzy zakłócają spokój mieszkańców Belgii i Holandii. Granice dobrego smaku przekroczyli również sędziowie, wydając na boisku wiele kontrowersyjnych decyzji.
W hierarchii największych sportowych wydarzeń futbolowe mistrzostwa Starego Kontynentu ustępują tylko światowemu czempionatowi w tej dyscyplinie sportu oraz igrzyskom olimpijskim. Nic więc dziwnego, że organizację zawodów – w sumie 31 meczów – z udziałem 16 finalistów powierzono ośmiu miastom. Najtrudniejsze zadanie spadło na belgijskie Charleroi, które aż dwa razy gościło u siebie reprezentację Anglii. Oczywiście podopieczni selekcjonera Kevina Keegana nie sprawiają żadnych problemów wychowawczych, ale ich fani – jak najbardziej.
Polityka
26.2000
(2251) z dnia 24.06.2000;
Wydarzenia;
s. 18