Wiek XX dzięki nauce przyniósł osiągnięcia wykraczające poza wyobraźnię ludzi żyjących 100 lat temu. Poznano budowę materii, związki między materią i energią, człowiek stanął na Księżycu, bezzałogowe statki kosmiczne penetrują Układ Słoneczny, śledzimy – wykorzystując różne rodzaje promieniowania elektromagnetycznego – zjawiska kosmiczne, które wydarzyły się przed miliardami lat. Udało się okiełznać wiele niebezpiecznych chorób zakaźnych, a niektóre, jak np. ospę czy polio, całkowicie wyeliminować. W krajach rozwiniętych cywilizacyjnie średni wiek życia kobiet w ciągu minionych 100 lat prawie podwoił się, a śmiertelność niemowląt zmniejszyła wielokrotnie.
Narodziny genetyki w początkach XX w. doprowadziły do rozwoju inżynierii genetycznej. Dzięki biotechnologii usprawniono produkcję roślinną, okazało się możliwe klonowanie ssaków, a w niedalekiej przyszłości i narządów człowieka.
Wraz z tymi osiągnięciami w drugiej połowie XX w. zaczęły się szerzyć nastroje utraty zaufania do dobroczynnych skutków rozwoju nauki. Wysunięto zarzuty, że gwałtowny przyrost wiedzy nie zawsze i wszędzie wykorzystywany jest dla dobra ludzkości, a skutki uboczne wzrostu gospodarczego mogą okazać się fatalne dla przyszłości człowieka i całej biosfery.
W XX w. dobroczynne skutki nauki miały ograniczony zasięg. Dotyczyły przede wszystkim społeczeństw i krajów bogatej Północy, czyli co najwyżej 20 proc. ludności świata. W drugiej połowie XX w. różnice w dochodach przypadających na jednego mieszkańca między krajami rozwiniętymi a rozwijającymi się zaczęły się szybko powiększać i osiągnęły proporcje 1:70. Czy można oczekiwać radosnej przyszłości, kiedy większość ludzi na Ziemi żyje w ubóstwie, podczas gdy tylko niewielki procent korzysta z dobrobytu i coraz bardziej się bogaci?