30 proc. młodych matek cierpi na depresję poporodową, a łagodniejsza jej forma – baby blues, dotyka 70 proc. Nie jest to więc zjawisko marginalne. Przyczyną są nie tylko szalejące hormony, ale także samotność i zagubienie w nowej roli. Nie ma już wielopokoleniowych rodzin, w których dziewczyna, opiekując się młodszym rodzeństwem albo dziećmi starszych sióstr, w sposób naturalny uczyła się macierzyństwa. Dla wielu współczesnych kobiet jedynym doświadczeniem tego typu jest lalka z dzieciństwa. Zostają sam na sam z własnym dzieckiem i odchodzą od zmysłów. Jednocześnie stereotyp matki-Polki nie pozwala przyznać: nie wiem, nie umiem, boję się.
Matka udomowiona
Miało być jak w reklamach: niemowlę śpi albo się uśmiecha, a zadbana kobieta wśród powiewających firanek smaruje je oliwką. Podręczniki przekonywały, że najedzone dziecko, które ma sucho, nie płacze, że karmienie piersią to czysta przyjemność.
– Czułam się potwornie oszukana. Nikt nie ostrzegał, że piersi będą twarde jak kamienie, a razem z mlekiem będzie płynąć krew – wspomina Maria. – Przez pierwsze dwa miesiące przy każdym karmieniu krzyczałam z bólu. Miał ssać 40 minut, tak pisali, a nie cały dzień i całą noc. Nie sądziłam, że brak snu to taki koszmar.
Gdy mężczyźnie mija euforia poporodowa, znika on w pracy na całe dnie. Kobiecie trudno wyjść gdzieś dalej niż na osiedlowy skwerek, bo tych z niemowlakami dotyczą te same ograniczenia co niepełnosprawnych na wózkach: krawężniki, brak podjazdów, trudne wejścia do autobusów. Karmienie, gotowanie, pranie, sprzątanie, przewijanie – i tak w kółko. Dla kobiet, które do tej pory były aktywne zawodowo, nie jest to łatwe. Pojawia się samotność i poczucie, że życie jest gdzie indziej.