Wspomnienia byłego kanclerza Niemiec Gerharda Schrödera noszą tytuł: „Decyzje. Moje życie w polityce”. Autor, który od 1998 r. jako następca Helmuta Kohla przez siedem lat stał na czele koalicji socjaldemokratów i Zielonych, omija wiele spraw. O wspomnieniach twierdzi, że koncentruje się w nich na sprawach istotnych, co zapewne rozczaruje nie tylko polskich czytelników. Zorientują się bowiem, jak wiele z tego, co istotne dla nich, różni się od tego, co istotne dla Schrödera.
W grudniu 2000 r., tuż przed szczytem w Nicei, który otworzył drogę do rozszerzenia UE na wschód, Schröder był w Warszawie. Trzydzieści lat po uklęknięciu Willy’ego Brandta w polskiej stolicy, które wspomina w tej książce jako niepowtarzalny gest wobec byłych przeciwników i ofiar wojny, niemiecki kanclerz odsłaniał tablicę pamiątkową na terenie byłego getta warszawskiego. Schröder, Jerzy Buzek i Aleksander Kwaśniewski wyglądali wówczas na solidne przęsło przyszłej Europy. Zdawało się także, że temu spotkaniu towarzyszy dobry polsko-niemiecki podkład muzyczny. I rzeczywiście, od tamtego momentu Schröder na serio wspierał integrację Polski z UE. Teraz jest to dla niego powód do dumy. Cóż z tego, skoro ta warszawska wizyta w ogóle nie pojawia się w jego książce. Zaś Aleksandra Kwaśniewskiego wymienia raz w związku ze swą wizytą w Warszawie w 2004 r. z okazji 60 rocznicy Powstania Warszawskiego.
Listę tego, co „zapomniał” – bo najwidoczniej nie było dla niego wystarczająco „istotne” – można wydłużać. W książce nie ma mowy o trójkącie weimarskim. Jest natomiast mowa o tym, że chciał stworzyć trójkąt z Chirakiem i Blairem – co się rozbiło o brak zainteresowania Brytyjczyka. Schröder nie wchodzi w sprawy Centrum przeciwko Wypędzeniom.