Mówiono, że świat nie wytrzyma tak wysokich cen energii. Ale wytrzymuje. A niestabilność na Bliskim Wschodzie jeszcze bardziej ożywia zainteresowanie tym regionem. – Czy wie pan, że nasza Królewna Śnieżka rusza już w przyszłym roku, a rosyjskie złoża Sztokman mogą pokryć całe gazowe zapotrzebowanie Niemiec na 25 lat? – pyta Kjetil Skogrand, norweski sekretarz stanu ds. energii. Królewna Śnieżka to nazwa pól gazowych (patrz mapa) na Morzu Barentsa i dziś popis sprawności technicznej norweskiego koncernu Statoil: budowę instalacji na dnie morza rozpoczęto w 2001 r., położono automatycznie sterowane rurociągi i zbudowano pierwszą w Europie wytwórnię gazu skroplonego LNG. Sztokman, dużo bogatszy niż Królewna Śnieżka, jeszcze śpi, ale wkrótce będzie może najsilniejszą kartą przetargową Rosji w nowym układzie energetycznym Europy.
Chociaż Norwegowie nazwali swoje złoża postaciami z bajek (prócz Królewny Śnieżki – Snohvit po norwesku – jest jeszcze Askeladd i Albatross), sprawy nie układają się jak w bajce. Przez Morze Barentsa biegnie granica morskich stref ekonomicznych Norwegii i Rosji. Gdzie biegnie? Otóż obszar sporny – zwany elegancko „obszarem nakładających się wzajemnie roszczeń” – obejmuje dziesiątki tysięcy kilometrów kwadratowych morza, pod którym prawdopodobnie leży nieodkryte jeszcze bogactwo. Czy to Polska uważa, że ma kłopoty w stosunkach z wielkim sąsiadem i nie może się dogadać? Norwegia ma coś w rodzaju sporu granicznego! Toczy rokowania – bez widocznych rezultatów – od 30 lat.
Norwegowie twierdzą, że wytyczyli granicę strefy według przyjętych międzynarodowych zasad – równej odległości od rosyjskich i norweskich wysp na morzu; Rosjanie mają na to odmienny pogląd. Ale obie strony zachowują się dżentelmeńsko: póki nie ma porozumienia, póty nie prowadzi się ani eksploatacji złóż, ani nawet poszukiwań w spornym obszarze.