Archiwum Polityki

Zapasy z samym sobą

Rozmowa z Johnem Irvingiem

Mariusz Czubaj: – Motywem, który przewija się w całej pańskiej twórczości, jest temat dzieciństwa. W ostatniej powieści „Zanim Cię znajdę”, wydanej właśnie w Polsce, także. Czy opowiedziana w niej historia ma związki z pańską biografią?

John Irving: – W zasadzie w każdej z moich powieści pojawiają się wątki autobiograficzne, choć w tej ostatniej, w której bohater Jack Burns, trzydziestoletni gwiazdor Hollywood, szuka ojca, ten biograficzny wątek występuje chyba najsilniej. Cóż, wszystkie rodziny mają swoje sekrety, moja miała je także. Gdy byłem chłopcem, nikt nie chciał mi powiedzieć, kim był mój biologiczny ojciec. I, prawdę mówiąc, nie bardzo mnie to interesowało. Zaczęło mnie to obchodzić, gdy sam stałem się ojcem. To tak jak z doświadczeniem seksualnym. Inicjację odbyłem, gdy miałem 11 lat, a moja partnerka – niewiele ponad 20. Długo uważałem, że nic się nie stało. A że się stało, zacząłem myśleć, gdy moje dzieci – w dodatku sami chłopcy – zaczęły zbliżać się do tego wieku.

Ten motyw nieobecnego ojca pojawia się także w „Świecie według Garpa” i „Regulaminie tłoczni win”. W jaki sposób przeprowadza pan granicę między życiem a literaturą? Kiedy wiadomo, że dalej posunąć się nie wolno, jeśli nasza opowieść ma być fikcją literacką?

Tę barierę wyznacza czas. Potrzebowałem 20 lat, by zmierzyć się z wojną w Wietnamie i napisać „Modlitwę za Owena”. Z kolei wydarzenia przedstawione w „Regulaminie tłoczni win”, gdzie pojawia się temat aborcji, przesunąłem w czasie o 40 lat. Nie mogę pisać o czymś, o czym dobrze pamiętam. Aby powstała powieść, a nie zbiór wspomnień, potrzebny jest mi filtr czasu. I to w skali znacznie większej niż kilka lat.

Polityka 39.2006 (2573) z dnia 30.09.2006; Kultura; s. 72
Reklama