Parę tygodni temu pisałem o skandalu, jakim jest przetrzymywanie w więzieniu ciężko chorego Lwa Rywina, któremu podług wszelkich regulaminowych reguł sztuki należy się przedterminowe zwolnienie, nie wspominając o przepustce czy możliwości konsultacji z lekarzem specjalistą. Te rudymentarne prawa są mu odmawiane z tego właściwie jedynego powodu, że pan minister Ziobro chce pokazać urbi et orbi swoją determinację, a po cichu liczy może, że złamie człowieka i zmusi Rywina do ubrudzenia ściśle wskazanych osób, których postawienie w stan oskarżenia dawałoby z kolei dowód przenikliwości raportu ministra.
Myślałem, że do tego tylko rzecz się sprowadza. Myliłem się. Niestety. Niedawno (zarzuca mu się ekonomiczne machlojki) aresztowany i uwięziony został Roman Górski – były prezes Polskiej Oficyny Wydawniczej BGW, edytor rozliczeniowych wspomnień Gierka, Jaroszewicza, Kani... ale nie tylko tak „czerwonej” literatury, bo również słowników, podręczników czy powieści Andrzeja Żuławskiego. Ja również wydałem w BGW parę książek, co skończyło się tym, że jestem w procesie cywilnym z Romanem Górskim. Obiektywnie nie mam więc żadnych powodów, żeby występować w jego obronie czy też upominać się o jakoweś dlań szczególne względy. Problem w tym, że jest to, podobnie zresztą jak Lew Rywin, starszy człowiek bardzo ciężko chory, który od dłuższego czasu niemal już nie wychodził z domu, którego ucieczka przed aparatem sprawiedliwości jest więc najzupełniej niemożliwa. A to zmienia zasadniczo postać rzeczy.
Przestaje chodzić o kwestię: winny czy niewinny, czego zresztą i oskarżyciele nie wiedzą, gdyż śledztwo jest w toku i jak na razie obowiązuje domniemanie niewinności.