Marcin Kołodziejczyk: – Współczesnych Polaków, jak wynika z pańskich badań i Diagnozy Społecznej 2007, coraz mniej obchodzi, czy ktoś płaci podatki, oszukuje na cle czy nielegalnie pobiera zasiłek. Skąd się bierze ta obojętność na dobro wspólne?
Janusz Grzelak: – Dobro publiczne zostało skutecznie zdewaluowane przez lata PRL, między innymi przez czyny społeczne, których efekty bywały niszczone następnego dnia. Wtedy obywatel musiał robić coś, co niekoniecznie chciał robić. W ogóle PRL był intensywnym treningiem tego, co obserwujemy do tej pory – roszczeniowości i podatności na populistyczne hasła: państwo zawsze wszystko może. Wydawałoby się, że to powinno zniknąć, kiedy zaczęliśmy tworzyć nową, demokratyczną rzeczywistość, w której wartość dobra publicznego powinna rosnąć wraz z tym, jak staje się ono dostępniejsze dla obywateli. Ale dobro wspólne musi być na tyle atrakcyjne, aby się w nie chciało wnieść własny wkład, żeby był widoczny pozytywny bilans między tym, co państwu daję, a tym, co od niego dostaję. A tymczasem obywatel ciągle płaci: akcyza, podatki miały maleć, ale nie maleją. Jednocześnie mamy kryzys w służbie zdrowia, zbyt wolno poprawia się infrastruktura. To bolesne zderzenia z rzeczywistością. Nic dziwnego, że mamy najniższy w Europie poziom zaufania do wszystkiego co państwowe, publiczne, organizacji politycznych, wszelkich instytucji publicznych.
Tracimy zaufanie nie tylko do instytucji, ale i do siebie nawzajem. Pan należy do tych badaczy społecznych, którzy widzą w zaufaniu jeden z fundamentów demokratycznego państwa.
Bo zaufanie to szczególna rzecz: polega nie tylko na tym, żeby wierzyć w czyjeś dobre intencje, ale także w to, że ktoś te intencje potrafi realizować. Że jest kompetentny.