Głosowanie na premiera w Izraelu było dramatyczne: przedstawiano je jako wybór między pokojem a wojną. Dla zwolenników Partii Pracy – Ariel Szaron, zwycięzca tych wyborów, był niebezpiecznym podżegaczem wojennym, dla zwolenników prawicowego Likudu – Ehud Barak – przegrany – lewicującym mięczakiem, gotowym handlować bezpieczeństwem państwa, byle tylko podpisać porozumienie z Jaserem Arafatem. Dlatego warunkową zgodę Baraka na objęcie stanowiska ministra obrony w rządzie Szarona przyjęto w Izraelu z niedowierzaniem, a były premier zyskał od razu przydomek generała Zygzaka. Sojusz z Szaronem jest ryzykowny dla Partii Pracy; musiałaby ona zrezygnować ze swojej linii i zygzakować wraz z byłym premierem. Gorzej, że proces pokojowy to już nie zygzaki, lecz równia pochyła. W Izraelu nie odnotowano nawet żadnej reakcji na amerykańsko-brytyjski nalot na Irak. Nie ma tu dnia bez zabitych i rannych – wyjaśnia miejscowy dziennikarz. Przemoc stała się normą. Im dłużej trwa taki stan rzeczy, tym trudniej będzie go przełamać.