Archiwum Polityki

Ziemniaki w salonie

Przyzwyczailiśmy się, że od jakiegoś czasu twórcy kontestują rzeczywistość. Ostatnio natomiast, za sprawą gdańskiej artystki Julity Wójcik, mamy do czynienia ze zjawiskiem wręcz odwrotnym. Julita Wójcik obiera ziemniaki. Mało tego – obiera je w Małym Salonie galerii Zachęta. Dlaczego? Ponieważ, jak napisała pani kurator z galerii: „Julita Wójcik sztukę prowadzi jak gospodarstwo domowe: jest czas na pranie, pielenie w ogrodzie wiosną i na szydełkowanie zimą. Zdaje się wpisywać w nurt swojski, kameralny, codzienny”. Żeby jakoś usankcjonować wejście ziemniaka na salony, akcję nazwano „Performancem codziennym w czasie realnym”. Tym wszystkim, którzy zastanawiają się, co to wszystko znaczy, odpowiadam: nic. Dociekliwych widzów uprzedzono już na wstępie, że działalność ta: „Ma jak najmniej skłaniać do jakichkolwiek przemyśleń czy szukania podtekstów”. Ziemniak bez podtekstów nie awansuje niestety do rangi sztuki. Nie namaszczą go do tego nawet same mury szacownej Zachęty.

Anna Grużewska

Polityka 8.2001 (2286) z dnia 24.02.2001; Kultura; s. 42
Reklama