Marshall Mathers, znany lepiej swoim fanom jako Eminem, wychodzi na scenę w roboczym drelichu, masce hokejowego bramkarza i z piłą łańcuchową w dłoniach. Wygląda jak oprawca z najbardziej porażających horrorów Grahama Mastertona. Za chwilę będzie rapował teksty o mordowaniu i gwałceniu. Młodociana publika wyje w ekstazie. Eminem w swoich piosenkach obraża wszystko i wszystkich, nawet własną matkę i żonę. Zdarza mu się śpiewać, że wszystkie kobiety to dziwki, a pedałów trzeba zabijać. Potem tłumaczy w wywiadach, że nie należy jego tekstów rozumieć dosłownie, gdyż to, co robi na scenie i nagrywa na płytach, mieści się w wypracowanych przezeń regułach szokującego show.
Krytycy muzyczni lokują Mathersa w kręgu tradycji tak zwanego gangsta rapu (rapu gangsterskiego), o czym miałaby świadczyć podobna strategia polegająca na serwowaniu publiczności steku wyzwisk i epatowaniu w tekstach motywami przemocy. Problem w tym, że gangsta rap to muzyka czarnego getta, a Mathers jest biały, a zaś czarni raperzy nazywają go „papierowym gangsterem”. Eminem nie ma innego wyjścia – żeby pozostać na fali, musi eskalować terapię szokową. Protesty organizacji kobiecych, stowarzyszeń gejowskich, reprezentantów Kościołów wpisuje w rachunek kosztów. Niezbyt zresztą dotkliwych, bo płyty z nadrukiem „Uwaga, nieprzyzwoite teksty!” sprzedają się bardzo dobrze.
Brian Warner, czyli Marilyn Manson, początki swojej kariery zawdzięcza Trentowi Reznorowi, twórcy i liderowi zespołu Nine Inch Nails. Reznor związał Marilyn Mansona ze swoją wytwórnią płytową Nothing, umożliwił też granie wspólnych koncertów. W 1992 r. wynajął w Los Angeles willę, by nagrać tam płytę, jak się potem okazało bestsellerową. Był to ten sam dom, w którym w 1969 r. „rodzina” Charlesa Mansona zamordowała ciężarną żonę Romana Polańskiego Sharon Tate i jej gości.