Prezes Polonii Janusz Romanowski zrobił niezły interes: uzyskał dwudziestokrotne przebicie w stosunku do ceny, jaką klub zapłacił za wielce wprawdzie utalentowanego, ale nieznanego szerzej piłkarza z Nigerii, którego nie chciały kupić ani krakowska Wisła, ani chorzowski Ruch (o czym pisaliśmy w POLITYCE 31/2000). Jednocześnie reprezentacja Polski, w której tak udanie zadebiutował Olisadebe, nie straciła napastnika.
Trener reprezentacji Jerzy Engel jest zadowolony z tego transferu. Olisadebe będzie grał w dobrym w europejskiej skali klubie, będzie miał motywację, aby dążyć do jeszcze wyższej formy. Zresztą i tak większość piłkarzy naszej reprezentacji gra w zagranicznych klubach. W podpisanym z Grekami kontrakcie zawarowano, że Olisadebe będzie do dyspozycji reprezentacji Polski w meczach eliminacyjnych o mistrzostwo świata, a potem ewentualnie w finale.
Grecy byli zresztą zadowoleni, że Olisadebe jest obywatelem Polski i w barwach naszego kraju, a nie Nigerii, wystartował w eliminacjach mistrzostw świata. Europejskie kluby boją się angażować piłkarzy z Afryki, którzy startują w reprezentacji swoich krajów. Terminy rozgrywek afrykańskich nie są bowiem skoordynowane z europejskim kalendarzem ligowym. A ponadto wielokrotnie zdarzało się, że wyjeżdżający na jeden mecz do Afryki piłkarz zamiast po trzech dniach wracał po miesiącu. Tak więc przyznane Olisadebe w przyspieszonym trybie polskie obywatelstwo ma także wartość handlową: zawodnik stał się bardziej pożądany przez kluby poszukujące nowych graczy, a tym samym cenniejszy dla sprzedającego.
Międzynarodowa kariera Olisadebe zaczęła się właśnie dzięki otrzymaniu polskiego obywatelstwa, występom w reprezentacji i dwóm efektownym bramkom strzelonym w meczu z Ukrainą. Polska pokonała w Kijowie drużynę, w której barwach występował najdroższy na świecie piłkarz z krajów środkowoeuropejskich Andrej Szewczenko (patrz tekst obok „Liga Krezusów”).