Archiwum Polityki

Z pewną taką nieśmiałością

Adam Małysz, niegdyś nieśmiały zagubiony chłopak, który miał kłopoty nawet ze zwykłą rozmową, w ciągu dwóch lat przeszedł prawdziwą metamorfozę. Dziś zadziwia nie tylko rekordowymi skokami, ale także stuprocentową pewnością siebie, stoickim spokojem i pogodą ducha. Zanim do tego doszedł, musiał przy fachowej pomocy przejść trening psychologiczny. Trema jest prawdziwą torturą dla nieśmiałych, a nieśmiałość często bywa lekceważona, wyśmiewana, skazująca na porażkę, na margines. Zwłaszcza w czasach wolności gospodarczej i bezwzględnej konkurencji na rynku pracy, kiedy świat należy do ludzi przebojowych i wygadanych. Według dr. Bernardo Carducciego, dyrektora Instytutu Badań nad Nieśmiałością Uniwersytetu Indiana, w ciągu ostatnich 15 lat w społeczeństwach zachodnich odsetek ludzi nieśmiałych wzrósł z 40 do 48 proc. Liczba cierpiących męki zażenowania Polaków zgodnie z ostrożną oceną krajowych specjalistów jest o 10–12 proc. wyższa. Wygląda więc na to, że prawie połowa obywateli naszego kraju lęka się codziennych sytuacji wymagających stanowczych reakcji, nie potrafi wypowiedzieć publicznie choćby najsłuszniejszych własnych opinii, panikuje w pracy, obawia się spotkań z obcymi, boi się komentarzy otoczenia, a przy byle towarzyskiej okazji peszy się i denerwuje. Dedykujemy im wszystkim terapię Małysza.

Epidemia nieśmiałości – tłumaczy dr Małgorzata Jacyno, socjolog z PAN – stanowi nie tylko indywidualny problem psychiczny jednostek, ale jej rozmiary powodują, że mamy do czynienia ze zjawiskiem socjologicznym. – W naszym kraju epidemia ta wynika z kilku przyczyn, ale jedną z najważniejszych jest zmiana ustrojowa. Taka przemiana nie może się odbyć bez zmiany zachowania jednostek. Wielu ludzi jednak nie potrafi dostosować swojego stylu bycia do nowych czasów. Za panowania poprzedniego ustroju tożsamość była człowiekowi dana, był robotnikiem albo inteligentem, był partyjny albo bezpartyjny, mieścił się w odpowiedniej przegródce i kategorii społecznej. Teraz, gdy nadeszła pora budowania kapitalizmu, każdy musi sam się stworzyć, wykreować, odnaleźć swoje miejsce w społeczeństwie.

„Nie wychylać się” – to było hasło-klucz tamtej epoki. Kto cicho siedział w kącie, nie krytykował, a pokornie przyjmował kolejne osiągnięcia na drodze budowy socjalizmu, mógł liczyć na to, że w końcu zostanie zauważony i nagrodzony przez zwierzchników. Ani własne poglądy, ani indywidualne sądy, ani osobiste wartości nie były wówczas w cenie. Szkodziły raczej, niż pomagały. Już dzieci w szkole karmione były wierszykami w rodzaju „Samochwała w kącie stała”, a w domu podpowiadano im: „Lepiej się nie odzywaj”, „Nie mów, jak cię nie pytają”, „Nie pchaj się przed szereg”.

– Taki system wychowania – mówi psycholog prof. Stanisław Mika z UW– produkował ludzi niepewnych, łatwo się wycofujących, niechętnie wypowiadających własne zdanie. I nagle, z dnia na dzień, ta dawniej pożądana i powszechnie akceptowana postawa została zdewaluowana, okazała się bezwartościowa.

Polityka 5.2001 (2283) z dnia 03.02.2001; Raport; s. 3
Reklama