Blisko pół wieku historii rocka i pokrewnych mu form muzyki popularnej upoważnia do traktowania go na zasadzie zjawiska nie mniej ważnego w kulturze minionego stulecia niż film czy sport. Od dawna pisze się o rocku dysertacje naukowe, a niektórym z jego twórców stawia się nawet pomniki. Ta nieskomplikowana muzyka opanowała cały świat i ukształtowała wrażliwość estetyczną kilku pokoleń fanów. Dziś zdaje się tracić impet. Czy znaczy to, że żegnając się z XX wiekiem pożegnaliśmy też rockowe szaleństwo?
Tuż przed końcem ubiegłego roku Wydawnictwo Iskry wypuściło na rynek dwie, z różnych powodów ważne, książki: „Sto płyt, które wstrząsnęły światem. Kronika czasów popkultury” Grzegorza Brzozowicza i Filipa Łobodzińskiego oraz I tom „Wielkiej Rock Encyklopedii” Wiesława Weissa. Autorzy obu tych edycji poświęconych muzyce z gruntu inaczej podeszli do zagadnienia. Brzozowicz i Łobodziński napisali, jak sami wyznają, książkę subiektywną. Uczynili tak w przekonaniu, że oceny muzyki popularnej nie muszą, a nawet nie mogą podlegać czysto obiektywnym kryteriom.
Polityka
4.2001
(2282) z dnia 27.01.2001;
Kultura;
s. 58