Archiwum Polityki

Aptekarski trybunał

W związku z orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego, zakazującym importu leków niezarejestrowanych w Polsce, mamy w ochronie zdrowia nowy bałagan. Ministerstwo Zdrowia oskarża Naczelną Radę Aptekarską o niepotrzebne wywołanie skandalu. Aptekarze mają pretensje do ministerstwa, że w porę nie zmieniło przepisów. Dostało się też sędziom Trybunału za brak wyobraźni, iż swoją decyzją uchylającą rozporządzenie o warunkach importu leków pozbawili ludzi dostępu do niezbędnych farmaceutyków.

Listę chorób, na które najczęściej sprowadzano do Polski leki w ramach tzw. importu docelowego, otwierają schorzenia układu nerwowego. Dla ministra zdrowia Grzegorza Opali, który jest neurologiem, orzeczenie Trybunału musi więc być szczególnie przykre. Gdyby decyzja ta zastała go na stanowisku kierownika kliniki, pewnie byłby oburzony tak jak inni lekarze, którzy komunikat z ministerstwa otrzymali tuż przed sylwestrem.

Traf chciał, że prof. Opala został ministrem w tym samym czasie, kiedy Trybunał wydał orzeczenie (7.11.2000 r.). Zatem problem, skąd zdobyć niedostępne w Polsce leki do terapii pewnych szczególnych przypadków (większość udaje się leczyć zarejestrowanymi w Polsce farmaceutykami), już go bezpośrednio nie dotyczy, ale o całej sprawie dowiedział się odpowiednio wcześnie. Jednak dopiero 22 grudnia prof. Opala podpisał jednostronicowy komunikat wstrzymujący od 1 stycznia import docelowy leków, bez żadnego wyjaśnienia, co w zaistniałej sytuacji należy robić. Ministrowi zaangażowanemu w gaszenie pielęgniarskich strajków mogło nie starczyć czasu na rozwiązanie tego problemu. Ale przecież ma w swoim urzędzie departament prawny i kilku zastępców, z których jeden odpowiada za politykę lekową. Krzysztofa Tronczyńskiego stać było jednak tylko na wypowiedź, że nie ma powodów do paniki. A pacjenci i lekarze do dzisiaj nie wiedzą, jak sprowadzać z zagranicy pełnopłatne leki, które nie mają w Polsce swoich odpowiedników.

Problem dotyczy w każdym województwie kilkuset pacjentów z rzadkimi schorzeniami. Najczęściej: neurologicznymi, onkologicznymi, kardiologicznymi, metabolicznymi i hormonalnymi, którzy mogą się leczyć wyłącznie preparatami niedostępnymi w naszych aptekach. Albo są to tak nowe leki, że producenci nie zdążyli jeszcze zarejestrować ich w Polsce (choć są już obecne w Europie lub USA), albo liczba chorych jest tak mała, że nie opłaca się firmie rejestrować dla nich preparatu, skoro można go było dotąd sprowadzić z zagranicy, gdzie był już dopuszczony na rynek.

Polityka 3.2001 (2281) z dnia 20.01.2001; Wydarzenia; s. 16
Reklama