Archiwum Polityki

Pan przypadek

To była jedna z najsłynniejszych ucieczek z PRL. A i później życie nie szczędziło Stanisławowi Pruszyńskiemu przygód jak ze scenariusza filmu sensacyjnego.

Do Polski wrócił przez przypadek. Nie planował powrotu, tak wyszło. Długo by opowiadać. Zresztą przedsiębiorcą też został przez przypadek. W ogóle przypadki zadecydowały o wielu ważnych wydarzeniach w jego życiu. Gdyby wtedy, latem 1968 r., został w Montrealu, być może dziś byłby zasłużonym kanadyjskim dziennikarzem, a nie warszawskim restauratorem. Ale jego, wówczas młodego reportera „The Gazette”, nudziła nieco kanadyjska prowincjonalność, opisywanie banalnych wydarzeń montrealskiego życia.

Tuż za granicą toczyło się prawdziwe życie i wielka historia. W USA trwała kampania wyborcza. Ojciec, Ksawery Pruszyński, słynny polski pisarz i reporter, gdyby żył, to zapewne takiej okazji by nie przepuścił. Pchał się przecież wszędzie: przed wojną poruszał sumienia czytelników, opisując realia polskiej prowincji i dramat wojny domowej w Hiszpanii, a w czasie II wojny światowej zmagania polskich żołnierzy na Zachodzie. Jego książki i reportaże do dziś poruszają wyobraźnię czytelników. Syn chciał pójść śladem ojca. Pomysł był prosty: będzie towarzyszyć Robertowi Kennedy’emu w trakcie jego kampanii prezydenckiej. Powstanie z tego książka opisująca amerykańską machinę wyborczą od kulis. To było także jego pierwsze w życiu przedsięwzięcie biznesowe. Musiał zaciągnąć kredyt w banku, by sfinansować kilkumiesięczną wyprawę po USA. Wydawca „The Gazette” dał mu jedynie bezpłatny urlop i życzył powodzenia.

Pruszynski Tape

Wszystko zawaliło się w Los Angeles, w ciasnym kuchennym korytarzu hotelu Ambassador, przez który Kennedy wychodził po wyborczym mityngu. Pruszyński szedł za nim w grupie towarzyszących mu osób. Nagle zrobił się hałas, wybuchło straszne zamieszanie. Kilka osób histerycznie krzyczało, część zaczęła się cofać. – Przepchnąłem się do przodu i niemal potknąłem o leżącego Kennedy’ego.

Polityka 2.2008 (2636) z dnia 12.01.2008; Historia; s. 67
Reklama