Premier podjął decyzję pod presją tracących władzę radnych AWS i stojących za ich plecami posłów tego ugrupowania. Stołeczna AWS, skłócona i podzielona wewnętrznie, w jednej sprawie jest bowiem zgodna: rządzić powinniśmy my albo ludzie z naszego nadania. Za każdą cenę, nawet za cenę złamania samorządności. Tę brutalną prawdę próbowano w ostatnich dniach przesłonić troską o mieszkańców Warszawy, których interesy są podobno zagrożone, nadzwyczajną troską o bieg miejskich spraw, wołaniem o lepszy ustrój dla stolicy. Przyjdzie komisarz, człowiek silnej ręki i wszystko naprawi – przekonywano, zapewne licząc, że części warszawiaków ten pomysł nawet się spodoba, gdyż wiadomo, że nie podoba się im ustrój z setkami radnych, kilkoma szczeblami samorządu (w tym z najbardziej bezsensownym powiatem ziemskim) i bałaganem kompetencyjnym. Sytuacja jest jednak zbyt przejrzysta, by tego typu zasłony dymne mogły choćby w części ukryć bezprzykładne partyjniactwo i nie mającą po 1989 r. precedensu próbę utrzymania władzy za pomocą wyjątkowo prymitywnych metod, które pod naciskiem partyjnych kolegów zaczął stosować wojewoda mazowiecki Antoni Pietkiewicz, a którego argumentację premier w pełni w uzasadnieniu swej decyzji podzielił, choć zawiera ona wiele opinii zwyczajnie nieprawdziwych.
Odwet w gminie
Walka o władzę w gminie Centrum (największa i najbogatsza gmina w Polsce) rozgorzała na dobre po tym, gdy radni AWS nie dotrzymali porozumienia zawiązanego pod patronatem Jerzego Buzka i Mariana Krzaklewskiego i nie wybrali Pawła Piskorskiego na prezydenta Warszawy. Wówczas okazało się, że jest możliwa inna, stabilna, posiadająca wyraźną większość i zdolna do działania koalicja: SLD-UW, która Piskorskiego bez problemów wybrała. Akcja postanowiła wziąć odwet w gminie Centrum i nie dopuścić do wybrania na burmistrza tej gminy Jana Wieteski z SLD.