Archiwum Polityki

Drogi mąż, najdroższa żona

Na początku jest wielka miłość, oświadczyny i decyzja o małżeństwie. Potem w nową drogę życia wyprawia narzeczonych armia specjalistów z branży ślubno-weselnej. Większość młodych ludzi marzy, by choć ten jeden raz poczuć się jak bohaterowie „Dynastii”. Kosztuje to majątek, ale jeśli chodzi o ślub, rodzice z groszem się nie liczą. Właśnie zaczyna się karnawał, sezon, kiedy spełnią się ślubne marzenia kolejnego pokolenia Polaków.

W stolicy ceny w branży ślubno-weselnej są najwyższe, ale za to towar, jakiego trudno szukać gdzie indziej. Jeśli ktoś nie chce tradycyjnej sukni krajowej (cena 600–2000 zł), może zamówić kreację prosto z Paryża (3–10 tys. zł). Do tego welon, wybrany z katalogu, może kosztować nawet 2 tys. zł. Buty włoskie (450–700) są już tylko drobnym elementem ślubnego budżetu.

Do tak efektownej panny młodej pasować musi pan młody. Warszawskie salony ślubnej mody gotowe są zamienić go w angielskiego lorda ubierając we frak lub smoking (700–2000 zł). Do tego ostatniego konieczna jest kamizelka i jedwabny fular (oczywiście ze szpilką). Pani Margaretta Szyp, współwłaścicielka firmy Margarett, radzi, by kamizelka, fular i gors sukni panny młodej były tego samego koloru. Jeśli młoda para chce spotęgować efekt kolorystyczny, może otoczyć się wianuszkiem dzieci ubranych w bliźniaczy zestaw (cena 800–1000 zł). No i oczywiście trzeba mieć coś na głowę. Panna młoda, która nie chce tradycyjnego welonu, może założyć stroik (np. z kryształów). Pan młody zaś na głowę zakłada cylinder (wypożyczenie 100 zł plus 300 zł kaucji, bo to przedwojenny egzemplarz).

Rozterki Moniki

Monika ślub cywilny ma już za sobą, czeka teraz na kościelny. Dwa śluby to dziś rzecz rzadka, bo większość osób wybierających świątynię jako miejsce zawarcia małżeństwa korzysta z opcji konkordatowej zwalniającej z konieczności odwiedzania USC. Monika jest teraz w wirze przygotowań. Ślub i wesele to olbrzymia operacja. Głowa puchnie, zwłaszcza jeśli pomyśli się, ile to będzie kosztowało. Trzydzieści, czterdzieści tysięcy? Wszystko zależy, ilu gości potwierdzi przyjazd. – Bo potwierdzenia wymagamy od wszystkich – zapewnia Monika. – Nawet jeśli kogoś nie będzie, restauracja i tak wystawi nam za niego rachunek.

Polityka 1.2001 (2279) z dnia 06.01.2001; Gospodarka; s. 66
Reklama