Nie jest to nowa strategia, gdy brak twardych argumentów gospodarczych, szuka się miękkich – ideologicznych: patriotyzm, przerywanie ciąży, zaostrzanie kar. W Cesarstwie Niemieckim stosował ją Bismarck oskarżając w czasie kryzysu lat siedemdziesiątych XIX w. socjaldemokratów jako renegatów i „nicponi bez ojczyzny”. Później w czasach wilhelmińskich nieniemieckie dzieci (na przykład we Wrześni) nauczano niemieckiej „kultury przewodniej” kijem, co wywołało oburzenie intelektualistów całej Europy.
Dziś są inne czasy, ale mechanizmy bywają podobne. Chadecja – a na jej czele szef bawarskiej CSU – występuje przeciwko napływowi cudzoziemców do Niemiec i tolerowaniu podwójnego obywatelstwa. I domaga się całkowitego skreślenia z niemieckiej konstytucji nakazu udzielania azylu ludziom prześladowanym w ich krajach. Chadecja, jak wykazują sondaże, już uzyskała tu przywództwo opinii, choć nie brak również socjaldemokratów podatnych na ksenofobię skrywaną pod płaszczem egoizmu socjalnego. Na przykład pod hasłem: „nielegalni robotnicy cudzoziemscy psują nam rynek pracy”. Młodzi przywódcy CDU prowadzą atak w dwóch kierunkach: odcinając się od Kohla, zarzucając mu „manię wielkości i egocentryzm” oraz rychtując patriotyczne kolubryny na Gerharda Schrödera, który po dwóch latach swego kanclerstwa ponoć stworzył w Niemczech „duchową pustynię”, dlatego trzeba bronić niemieckiej tożsamości.
Nie jest to bynajmniej wyłącznie taktyczny spór o emocje i słowa. Toczył się na dobrą sprawę przez całe lata dziewięćdziesiąte i przejawia się w nim zarówno niemiecki kryzys tożsamości, którego korzenie sięgają militarnej i moralnej klęski 1945 r. i odwrócenia się od przeszłości w późniejszych latach cudu gospodarczego.