Lola to żydowska matka Janiny Katz. Janina Katz miała też matkę polską – Marię. Janina prawie przez całą okupację mieszkała w Dobczycach pod Krakowem u rodziny Kapłańskich, która ją uchroniła przed śmiercią w obozie dla krakowskich Żydów, gdzie Niemcy zastrzelili już jej ojca. Lola też przeżyła Holocaust; z obozu w Bergen Belsen wróciła pieszo do Polski. Zgłosiła się do Dobczyc po córkę. Córka nie chciała wracać z „grubą Żydówką” do Krakowa. „Moje życie barbarzyńcy” jest i wspomnieniem, i spowiedzią, i zadośćuczynieniem. Janina nie była dobrą córką swej okrutnie doświadczonej matki. Czytelnik tej gorzkiej i pięknej literackiej autobiografii nie śmie jednak wystawiać jakichkolwiek moralnych cenzurek tej pobożnej działaczce ZMP, zakochanej w Jezusie i Marksie, literaturze, pływaniu i jedzeniu, a potem, odkąd po Marcu 1968 r. przygarnęła ją Dania, tłumaczce polskiej poezji, współpracownicy paryskiej „Kultury”, pisarce i poetce.
Dziś powiedziałoby się modnie, że Katz pisze w istocie o mękach tożsamości. O tym, jak utraciła tę żydowską, zyskała katolicko-maryjną, a potem laicko-postępową i jak odbudowywała się w niej ta pierwsza tożsamość, zgodnie z przykazaniem matki: wierz, w co chcesz, pamiętaj, że jesteś Żydówką. Ale w książce Katz staje problem głębszy niż kwestia tożsamości: tajemnica losu, który najpierw ocala człowieka z piekła, a potem wrzuca go w świat kafkowski. To zdarzyło się Loli i jej córce, która odważyła się o tym opowiedzieć.
Janina Katz, Moje życie barbarzyńcy, przeł. Bogusława Sochańska, Jacek Santorski & Co., Warszawa 2006, s. 176