Niemal w sto lat po ukazaniu się i triumfalnym przyjęciu „Quo vadis” Henryka Sienkiewicza otrzymaliśmy polski przekład powieści Miki Waltariego „Wrogowie rodzaju ludzkiego”. Jest ona osadzona w tej samej epoce, ale mamy tu odmienne od znanego nam z „Quo vadis” spojrzenie na chrześcijaństwo, głębsze i bardziej realistyczne. Ani chrześcijanie nie są wyłącznie anielscy, ani poganie tylko bestialscy. Porównanie pod tym względem obu powieści mówi nam bardzo wiele nie tylko o ich autorach, ale również o czasach, w których powstawały. I usprawiedliwia pytanie: co jest prawdą, a co fikcją w „Quo vadis”, dziele, którego nową ekranizację zobaczymy w przyszłym roku?
Nocą gromadki ubogo odzianych osób, w kapturach nasuniętych na głowy, napływały z różnych stron ku jednemu miejscu za murami miasta; niektórzy przyświecali sobie latarkami, tu i ówdzie rozlegały się ciche pieśni, wymieniano pozdrowienia. Zbierali się przy podrzymskim cmentarzu, by po odśpiewaniu hymnu wysłuchać słów starca. Nauczał on zgromadzonych, że winni być łagodni, cisi, sprawiedliwi, ubodzy i czyści, by po śmierci żyć wiecznie w Chrystusie, który przebaczył nawet tym, którzy go na śmierć wydali i ukrzyżowali; albowiem Bóg jest wszechmiłością.
Polityka
52.2000
(2277) z dnia 23.12.2000;
Historia;
s. 72