Archiwum Polityki

Gorąca krew

Jak już kiedyś zauważył Gombrowicz, Polacy mają skłonność do zachwytu nad południowcami. W czasach zamierzchłych idolem był Rudolf Valentino, dziś jest Antonio Banderas. Gwiazdy Północy przestają nas bawić, bo zimne i nieprzystępne. Argentyńczyk, Hiszpan, Wenezuelka – oto bohaterowie naszych marzeń. Brazylijskie telenowele i kubańska muzyka pięknie komponują się ze swojskimi klimatami.

W latach 60. Allan Watts, prorok hipisów, napisał książkę o spotkaniu Wschodu z Zachodem. Sugerował, że biały człowiek, potomek Oświecenia, potrzebuje dopełnić się orientalną duchowością. Dokładnie w tym samym czasie Carlos Castaneda snuł psychodeliczne wizje inspirowane ponoć przez meksykańskiego indiańskiego szamana. Książki Castanedy od razu stały się bestsellerami. Indiańskie, latynoskie Południe wygrało ze Wschodem, przynajmniej na rynku książkowym. I nic dziwnego, Amerykanie uwielbiają folklor ludów podbitych. Odrobina indiańskiej magii świetnie pasuje do sentymentalnych romansów książkowych albo sensacyjnych seriali w telewizji.

Telenowela i bębny

Seriale wymyślili Amerykanie, ale pomysł podchwycili Latynosi i już od 30 prawie lat telewidzów na całym świecie wzruszają brazylijskie, meksykańskie albo wenezuelskie telenowele. Okazało się, że schemat rodzinnego konfliktu albo trudnej pozamałżeńskiej miłości najlepiej wygląda w entourage’u południowoamerykańskim. Nieskomplikowani bohaterowie, z których zawsze ktoś jest biedny, a inny bogaty, malownicze żony wiernych na zabój mężów z nagła zauroczone przygodnym chłoptysiem – wszystko to niby było w dawnej francuskiej powieści, ale na ekranie telewizora jawi się niezwyczajnym odkryciem. Dzisiejsza madame Bovary ma imię południowe, może być nawet Mulatką albo nieślubną córką – ważne, że jest osobą z temperamentem, gotową na śmierć z miłości.

Takie są owe telenowele ukochane przez polskie emerytki i taka jest muzyka Południa, którą ekscytuje się dzisiaj polska młodzież. „Buena Vista Social Club” – film Niemca Wima Wendersa długo nie schodzi z kinowych ekranów, bo atakuje osobliwą muzyką.

Polityka 19.2000 (2244) z dnia 06.05.2000; Kultura; s. 57
Reklama