Na klientów Kasy Mieszkaniowej Banku Pekao SA czeka po prostu kubeł zimnej wody: dostają zwykle mniejszą pożyczkę, niż się spodziewali. Niespodziankę dla oszczędzających przygotował także resort finansów: wpłaty, od których naliczana jest ulga podatkowa, zaczęto pomniejszać o prowizję banku. Zasada ta obowiązuje przy tym wstecz, od początku oszczędzania.
Kasa Mieszkaniowa Pekao powstała w październiku 1996 r. jako pierwsza w Polsce. Osoby, które się do niej zapisują, deklarują na ogół trzyletni okres oszczędzania. Około 8 tys. klientów wycofało oszczędności przed tym terminem (do końca 1997 r. można to było zrobić nie tracąc ulgi podatkowej). Około 5 tys. przedłużyło oszczędzanie, do czego walnie przyczynił się resort finansów: przed kilku miesiącami wprowadził zasadę, że wycofane pieniądze trzeba wydać w tym samym roku, a trudno tego dokonać np. w grudniu.
O kredyt kontraktowy wystąpiło dotychczas 4,2 tys. osób i większość dowiedziała się, że nie dostanie maksymalnej pożyczki, przewidzianej w ustawie o niektórych formach popierania budownictwa mieszkaniowego, o połowę wyższej od oszczędności. Niektórzy nie mogą pożyczyć nawet tyle, ile wpłacili do kasy.
– Klient często żyłuje się, żeby jak najwięcej zaoszczędzić, bierze dodatkowe zajęcia na czarno – mówi Ludwik Olejarz, dyrektor Kasy. – Tymczasem przy ocenie zdolności kredytowej uwzględnia się tylko dochody udokumentowane. Poza tym przy trzyletnim okresie spłaty trzeba mieć zdolność kilkakrotnie większą niż spłacając kredyt przez dwadzieścia czy więcej lat.
Racja; tyle że kasy mieszkaniowe miały dawać właśnie kredyty długoterminowe. Stanowi tak art. 8 ust. 1 ustawy o popieraniu budownictwa mieszkaniowego. Banki, które założyły kasy (oprócz Pekao: Bank Śląski i Bank Przemysłowo-Handlowy) przyjęły jednak zasadę, że spłata pożyczki trwa tyle samo co oszczędzanie.