Huśtawka na światowych giełdach nie zachwieje polską gospodarką, która stoi na mocnych nogach. Ważniejsze od doraźnych transferów walut, podążających za wyższym oprocentowaniem, są decyzje zagranicznych inwestorów, którzy ulokowali u nas w sumie ponad 40 mld dolarów – a to oznacza nie tylko nowoczesne technologie, miejsca pracy, napływ podatków, ale przede wszystkim eksport potrzebny naszej gospodarce jak powietrze. Liczby dowodzą, że firmy z kapitałem zagranicznym są lepszymi eksporterami.
Niestety sporą część naszego eksportu stanowią towary nisko przetworzone: węgiel, miedź, żywność, nawozy sztuczne. Do każdej tony węgla dopłacamy – taki spadek zostawiła nam gospodarka planowa i izolacja od światowych cen. Tym ważniejsze jest stymulowanie rozwoju tych branż, których produkty można wyeksportować z zyskiem. Nie mam zamiaru wskazywać przedsiębiorstwom, co mają robić, uważam, że ingerencja rządu w gospodarkę powinna być jak najmniejsza – ale sądzę, że w krytycznej obecnie sytuacji rosnącego deficytu płatniczego trzeba wspierać eksporterów, chociażby dzieląc z nimi ryzyko.
Z dumą i nadzieją patrzę na rozwój przemysłu samochodowego, który coraz więcej eksportuje i chyba wkrótce zrównoważy wpływy z eksportu z wydatkami na import samochodów – a trzeba pamiętać, że na mocy porozumień z Unią Europejską cła chroniące nasz rynek są już bardzo niewielkie i wkrótce całkiem znikną. Fiat Poland sprzedał za granicę ponad 200 tys. wozów, Daewoo ponad 50 tys. Rusza produkcja Opla i silników Isuzu w Gliwicach, a wkrótce Volkswagen zacznie montaż silników w Świdnicy. Oferujemy naszym gościom nie tylko dobre miejsca, tanią i sprawną siłę roboczą, ulgi podatkowe – ale też dostęp do ogromnego rynku Unii Europejskiej, EFTA i CEFTA, w sumie 500 mln ludzi!