Istnienie obok siebie dwóch niezależnych systemów obronnych stać się może źródłem tarć, które osłabią spoistość przymierza. Ponadto nowy układ wojskowy ograniczony do państw członkowskich Unii pozostawia poza nawiasem sześć państw NATO, które nie należą dziś do Wspólnoty Europejskiej, w tym także Polskę. Polska nie była w tej sprawie ogóle konsultowana, mimo że jest członkiem afiliowanym Unii Zachodnioeuropejskiej (organizacji obronnej Europy).
Jej rzecznicy tłumaczą, że stworzenie niezależnej własnej formacji obronnej potrzebne jest na wypadek, gdyby Stany Zjednoczone odmówiły udziału w akcji, którą Europejczycy uznają za konieczną. Przeczą temu jednak doświadczenia w Bośni i w Kosowie. Konflikt na Bałkanach nie zahaczał w sposób bezpośredni o bezpieczeństwo Stanów Zjednoczonych. Okazało się jednak, że bez woli działania amerykańskiego supermocarstwa i jego potęgi zbrojnej państwa europejskie nie są zdolne do interwencji wojskowej.
O cóż więc chodzi? Nawet Francja, która w osłabieniu amerykańskich wpływów widzi dla siebie wymarzoną szansę wybicia się z powrotem do roli wielkiego mocarstwa, nie dąży do całkowitego usunięcia Ameryki z kontynentu europejskiego. Istnieją jednak uzasadnione obawy, by dążenia do większej samodzielności obronnej nie wymknęły się z rąk rządów. W Stanach Zjednoczonych coraz częściej podnoszą się głosy protestujące przeciw temu, że główny ciężar obrony kontynentu spada nie na Europę, lecz na podatnika amerykańskiego. I pomimo to, że Europa Zachodnia jako całość dorównuje lub nawet przewyższa potencjał gospodarczy Stanów Zjednoczonych. Tymczasem europejskie państwa NATO nie tylko poświęcają obronie dużo mniejszy niż Ameryka procent dochodu społecznego, ale – jak ostatnio w wypadku Niemców – obcinają drastycznie budżety obronne.