„Pod mocnym aniołem” to książka zdradliwa jak miód pitny albo tequila. Pije się przyjemnie, ale co potem, lepiej nie mówić. Pysznie było, a teraz czemu łeb chce oderwać?
Przeczytałem „Pod mocnym aniołem” i głowa mnie boli, bo nie wiem od czego zacząć, jak ugryźć ten dziwny tekst, który świetnie się piło czytając, ale na drugi dzień zatacza mi się w środku i umyka jasnym określeniom, nie chce się dać ani zanalizować, ani zsyntetyzować. Jest książką o piciu, o doświadczeniach z alkoholem, ale to tak jakby powiedzieć, że „Potop” jest o potopie. Przede wszystkim nie jest powieścią. Z dwóch co najmniej powodów, obu podstawowych, bo stwierdzenie, że nie jest powieścią, wydaje mi się podstawowe dla zrozumienia, czym mianowicie jest.
Polityka
48.2000
(2273) z dnia 25.11.2000;
Kultura;
s. 51