Mońki: Człowiek numer jeden
11-tysięczne miasto marzycieli albo desperatów uciekających stąd po szczęście do Stanów. Na murach, na słupach, w koszyku w warzywniaku reklama zawodowego wypełniacza druków loterii wizowej do USA. Po klatkach schodowych, pocztą pantoflową krążą informacje o kursach prywatnych autobusów do Belgii. Widoczny efekt wypraw po pieniądze to kilka willi jak z amerykańskiego filmu, z intensywnie zielonym trawnikiem od frontu i bielonym płotem.
– To jest nasza elita – chichoczą monieccy maturzyści podając z ławki do ławki plastikowy długopis z napisem: Józef Mozolewski. – Pierwszy poseł na Sejm z Moniek. Nazwisko posła pada w ankietach często. „W moim mieście rządzi poseł Mozolewski, który kieruje burmistrzem i starostą”. – Poseł to prawie nasz szkolny kolega – śmieje się klasa. – Istotnie, kiedy zostałem posłem, dostrzegłem braki w wykształceniu i w 1998 r. zrobiłem maturę – przyznaje rosły 45-letni student II roku prawa Józef Mozolewski, od 1980 r. członek zarządu białostockiej Solidarności, od 1997 r. – poseł AWS. Usadowiony w swoim poselskim biurze na tle plakatu wyborczego Mariana Krzaklewskiego tłumaczy: – Moją karierę polityczną określam mianem czepka, czyli szczęścia. Byłem zwykłym robotnikiem, dlatego teraz potrafię z każdym rozmawiać: i z naukowcami, i z prostymi ludźmi. Ostatnio na Weekend z Solidarnością i wybory miss powiatu wybrałem się w krótkich spodenkach, koszulce, a starzy znajomi podchodzili, witali się. Ja dla nich pozostałem swoim chłopem, Józkiem. Dwa razy gościłem w swoim domu Janusza Tomaszewskiego, to oczywiście była sensacja.
Poseł Mozolewski niechętnie mówi o tym, co zrobił dla Moniek.