Już kilka miesięcy temu zaproponowałem wyłonienie przez AWS-UW wspólnego kandydata na prezydenta. Dlaczego wspólnego i jak go wybrać? Skoro Amerykanie praktykują wybory prezydenckie od dziesięcioleci i skoro są to wybory na urząd dający największą władzę na świecie, jaką może sprawować pojedynczy człowiek, to zapewne nie popełniają błędu w metodzie.
Po pierwsze – każdy z dwóch politycznych obozów lewicy i prawicy, jakkolwiek w Ameryce pojęcia te różnią się od ich polskich odpowiedników, przedstawia wyborcom jednego kandydata. Po drugie – w każdym z tych przeciwnych sobie obozów przed właściwymi wyborami następuje równie ostra walka wyborcza o to, by zostać kandydatem danego obozu. I po trzecie – finałowa walka wyborcza rozgrywa się pomiędzy kandydatami tych obozów.
Jakie stąd wnioski? Dla Unii Wolności – po doświadczeniach dwóch poprzednich wyborów (w 1990 r. doświadczenie to dotyczy Unii Demokratycznej) jest chyba już jasne, że samodzielny kandydat trzeciej w notowaniach wyborczych partii politycznej ma szansę uplasować się na zaszczytnym trzecim miejscu. Tyle tylko, że wybory prezydenckie to nie bieg lekkoatletyczny i ani Tadeusz Mazowiecki, ani Jacek Kuroń nie zdobyli brązowego medalu. Mam nadzieję, że wnioski z tych bolesnych doświadczeń wzmocnią te, które płyną z obserwacji amerykańskiej praktyki. A ta nakazuje przede wszystkim wyłonić wspólnego kandydata prawicy – czyli wspólnego kandydata koalicji AWS-UW. Tylko taki bowiem otrzyma od wyborców premię za jedność. Premię niebagatelną, bo ostatnie badania preferencji wyborców pokazują na przykład, że poszczególne partie tworzące AWS samodzielnie uzyskałyby łącznie ledwie dwie trzecie tych głosów, które uzyskają będąc zjednoczone w AWS.
Drugi ważny wniosek z obserwacji Amerykanów: tam walka rozgrywająca się publicznie pomiędzy tymi, którzy z determinacją zabiegają o nominację zaczyna się od jasnego i publicznego stwierdzenia: „chcę być waszym prezydentem”.