Już wiemy, że Polska na wystawie Expo 2000 w Hanowerze pokazać ma się od strony swojej szlachecko-rustykalnej tradycji. Drewniane wnętrza, żubry z Puszczy Białowieskiej, kontusz, myśliwskie trofea, skrzydła husarskie. Jedynym akcentem dwudziestowiecznym mają być kremówki z Wadowic, o których opowiadał papież podczas swojej ostatniej wizyty w ojczyźnie. Wiemy także, że zamiast parku tematycznego, który chciał w Warszawie założyć Michael Jackson, posłanka AWS Joanna Fabisiak proponuje park zorganizowany polskimi siłami i środkami wedle polskiego pomysłu. W parku takim, choć przeznaczony on jest do celów rozrywkowych, nie może zabraknąć kaplicy, bo przecież jak wiadomo Polacy są jednocześnie katolikami.
Obie te idee świadczą nie tylko o renesansie tradycjonalizmu. Przedstawiają bowiem określoną symboliczną wizję Polski i polskości, która ma wyraźnie antymodernistyczny charakter, ale w bardzo osobliwy sposób jest aktualizowana. Chodzi przecież o to, by dookolny świat teraz właśnie, kiedy dokonują się procesy globalizacji w kulturze, podziwiał Polskę jako kraj jedyny w swoim rodzaju, wyjątkowy.
Takie akcentowanie odrębności adresowane nie tyle do „swoich”, ile do „obcych” w naukach o kulturze nazywa się folkloryzacją, zaś historycy kultury podpowiadają, że ma ono swoje korzenie w romantyzmie. To wtedy właśnie reprezentanci warstw oświeconych – w Szkocji MacPherson, w Niemczech Herder, w Polsce Dołęga-Chodakowski – zaczęli odkrywać uroki ludowego folkloru, w którym dostrzegali najstarsze, ale i wciąż żywe źródła kultur narodowych. Wszak Europa salonów, dworów i akademii była raczej kosmopolityczna, co zawdzięczała między innymi uniwersalizmowi Oświecenia.