Archiwum Polityki

Sztuka antyszambrowania

Władysław Kopaliński w „Słowniku wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych” definiuje antyszambrowanie jako „długie wyczekiwanie w przedpokojach, poczekalniach na audiencję, posłuchanie, rozmowę z osobami ustosunkowanymi, wpływowymi” i stwierdza, że jest to pojęcie przestarzałe. Znakomity autor napisał to w końcu lat sześćdziesiątych i choć słowo było może w tym czasie już przestarzałe, to na pewno nie można tego odnieść do sytuacji, którą opisywało.

Wątpiących odsyłam do wydanego właśnie trzeciego tomu „Dzienników politycznych” Mieczysława F. Rakowskiego obejmującego lata 1967–1968. Autor świeżo był wówczas przekroczył czterdziestkę, kierował najlepszym tygodnikiem na obszarze od Łaby po Władywostok i wciąż jeszcze był młodym, dobrze zapowiadającym się politykiem. Niesłychanie zresztą, jak świadczą te zapiski, naiwnym.

Przykładem tej naiwności może być rozmowa z ówczesnym wiceministrem spraw wewnętrznych Franciszkiem Szlachcicem zanotowana pod datą 8 listopada 1967 r. Rozmówca Rakowskiego występuje jako człowiek zaufania Gierka i wyraźnie usiłuje go zwerbować do obozu przygotowującego się do objęcia sukcesji po Gomułce. Co jak co, ale werbować Szlachcic umiał.

„F. Sz. zapewniał – zanotował Rakowski – że jest pełen uznania dla mnie (nie wiem, na ile jest to szczere, raczej nie). Jego zdaniem jestem jedynym politykiem w kraju, który samodzielnie, własną pracą zdobył sobie duży autorytet. Uważa, że w kierownictwie partii cieszę się szacunkiem. Rozmawiał ze mną w ten sposób, jakby już dzielił teki ministerialne (»Wiecznie nie będziecie w POLITYCE, towarzysze myślą o was«). Wyrażał zadowolenie, że doszło do poprawy stosunków z Gierkiem. »Był taki okres – powiedział – kiedy myślano poważnie o dezawuowaniu was, ale potem uznano, że to niesłuszne, stało się tak z inicjatywy towarzysza Gierka«.

Zdaniem F. Sz., w Polsce zarysowuje się podział kadry »na mądrych i głupich«. Jest to, według niego, jedyne istotne rozróżnienie, inne są nieważne. Powiedział także, że Gierek rozmawiał już z niektórymi sekretarzami o potrzebie zmiany stosunku do mnie”. Tej lawinie komplementów towarzyszył i dowód zaufania. „Ostrzegał mnie – zanotował Rakowski – przed mówieniem w redakcji niepotrzebnych rzeczy”.

Polityka 3.2000 (2228) z dnia 15.01.2000; Historia; s. 62
Reklama