Archiwum Polityki

Zakaz nurkowania

Administracja morska za pośrednictwem MSZ chce zwrócić się do władz niemieckich o ochronę szczątków promu „Jan Heweliusz” przed wyprawami miłośników podwodnych wrażeń. Rozgłos sprawie nadał Jerzy Janczukowicz, prezes Gdańskiego Klubu Płetwonurków Rekin, opowiadając, jak to Niemcy raczą się trunkami wydobytymi z pomieszczeń sklepu wolnocłowego, który zatonął wraz z promem 14 stycznia 1993 r.

Mówiono o profanacji, o bezczeszczeniu pamięci ofiar katastrofy. „Cmentarz czy supermarket?” – pytały lokalne gazety, choć zapasy w sklepie wolnocłowym wieczne nie są i od stycznia 1993 r. niewątpliwie uległy wyczerpaniu. Cały ten zainspirowany przez polskiego płetwonurka szum wokół „Heweliusza” sprawia wrażenie próby odwetu za wrak „Wilhelma Gustloffa”, obiekt westchnień wielu polskich i niepolskich miłośników nurkowania. Statek ten wypłynął z Gdyni 30 stycznia 1945 r., maksymalnie załadowany – ludnością cywilną uciekającą z Prus Wschodnich i wojskiem niemieckim. Storpedowany przez radziecki okręt podwodny, „Gustloff” spoczął na głębokości ok. 45 metrów, 20 mil na północ od latarni morskiej w Stilo koło Łeby. Uratowało się około 900 osób. Liczbę ofiar szacuje się na 5400, a może i więcej.

Zatopienie „Gustloffa” uchodzi za największy morski dramat w dziejach żeglugi światowej. Natomiast dla poszukiwaczy podwodnych skarbów jego wrak stanowi atrakcję porównywalną z „Titanikiem”. Ten ostatni jednak leży na głębokości ponad 3 tys. metrów, co czyni go niezwykle trudno dostępnym. „Gustloffowi”, podobnie jak „Titanicowi”, towarzyszy mit skarbów uwożonych przed zbliżającym się frontem – od depozytów muzealnych, kościelnych, bankowych po Bursztynową Komnatę. Toteż polscy płetwonurkowie mają za złe administracji morskiej, że nie pozwala im swobodnie penetrować wraku, traktując go jako morskie cmentarzysko, którego spokoju nie powinno się naruszać. Tłumaczą sobie zakaz żądaniami niemieckimi. – Niemcy potrafią zadbać o swoje, my nie potrafimy – powiadają wskazując przykład wraku „Heweliusza”.

Z tym niemieckim zadbaniem niezupełnie mają rację.

Polityka 4.2000 (2229) z dnia 22.01.2000; Społeczeństwo; s. 78
Reklama