Mamy dość blokad. Protestujemy przeciw protestowi! – Halina denerwuje się na samo wspomnienie kilku dni przymusowego przestoju w pracy spowodowanego styczniową manifestacją. – Chcemy, żeby dano nam zarabiać. Jesteśmy pracownikami wysypiska. Halina chodzi do pracy razem z Teresą. Zanim wstanie słońce, poboczem szosy z Baniochy do Łubnej idą dziesiątki – takich jak one – zbieraczy śmieci zwanych nurkami. Środkiem jeżdżą śmieciarki z towarem ze stolicy. Halina się śpieszy. Konkurencja wielka. Teresa nie nadąża, bo ma gruźlicę. Idzie wsparta o rower i narzeka. Za nimi biegnie siwy kundel.
– Stówę zarobi ten, który może dźwigać sztaby i rury – mówi Teresa, drobna sześćdziesięciolatka o ruchach dziecka, szwaczka, 15 lat bez pracy i bez prawa do zasiłku. – A dla mnie 10 złotych na dzień to bardzo dużo.
3 stycznia rano Halina i Teresa zastały przed bramą wysypiska tłumek ludzi. W ogrzewanym namiocie siedzieli członkowie Społecznego Komitetu Ochrony Środowiska. Zapowiedzieli, że nie wpuszczą żadnej śmieciarki, bo wywóz odpadów na Łubną musi się wreszcie skończyć. W nurkach coś się przełamało. Rok temu, kiedy SKOŚ blokował wysypisko, nie protestowali. Tym razem dyskutowali w grupkach, budziła się w nich – rzec można – rewolucyjna świadomość. – Teraz nie będziemy cicho! – rzucił ktoś tym protestującym w namiocie.
Większość mieszkańców wsi wokół Łubnej jest przeciwko wysypisku. Gmina Góra Kalwaria zawarła z nimi umowę społeczną – do końca 1999 r. wysypisko miało zostać zamknięte. Ale więcej śmieci na Łubnej, to większe zarobki dla Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania (które jest zarządcą wysypiska) i dla gminy. Z tych pieniędzy MPO płaci za rekultywację wysypiska, a gmina ma przeprowadzić kanalizację i zbudować nową drogę.