Mityczny rok 2000, zamykający stare stulecie, mamy oto na wyciągnięcie ręki. Pamiętam, jak na początku lat 60. wydawał mi się datą prawie magiczną, oddzielającą siermiężną rzeczywistość, w której wypadło nam żyć, od krainy wszechmożliwości i spełnionych marzeń, jaką miała być daleka przyszłość. Wiarę tę podsycał przodujący ustrój, tamże, czyli w siwej mgle dalekich horyzontów, lokujący spełnienie swych licznych obietnic.
Lecz jakże wyglądały owe mrzonki, które ludzie umieszczali za horyzontem 2000? Tu na szczęście możemy odwołać się do źródeł pisanych, gdyż ludzkość wystawiła do tych powinności swoich delegatów, którzy marzyli i prorokowali w jej imieniu. Niniejszy przegląd motywów tematycznych fantastyki, wycelowanych w ten okres, jest z konieczności ograniczony – także i z tego powodu, że wielu autorów wolało nie stawiać konkretnych dat w obawie przed rozliczeniami, którym zostaną poddane ich wizje. Bo przyszłość ma to do siebie, że jest nieobliczalna i lubi zaskakiwać.
Nim jednak przystąpimy do rzeczy, trzeba zastrzec, że przewidywanie przyszłości od dawna nie mieści się w zakresie obowiązków science fiction. Jest to dyscyplina bądź co bądź artystyczna i z takich powinności należy ją rozliczać. Wizje przyszłości są wprawdzie jej produktem głównym, lecz nie jedynym; a już zgodność tych wizji z tym, co zaszło po latach naprawdę, nie stanowi na terenie gatunku żadnej miary wartości. – Fantastyka polega na wyprowadzaniu wariantów przyszłości o niezerowym prawdopodobieństwie – powiedział Janusz Zajdel w wywiadzie z 1981 r. Oznacza to, że w przeciwieństwie do futurologii nie obowiązuje jej kryterium największego prawdopodobieństwa. Innymi słowy autor SF może prokurować dowolnie mało prawdopodobne scenerie i fabuły, byle tylko możliwe.