Od dwóch lat coraz częściej się zdarzało, że właściciele prywatnych domów, w których obowiązują czynsze regulowane, wypowiadali je lokatorom i domagali się wyższych opłat. Hasło do podwyżek dał wyrok gdańskiego Ośrodka Zamiejscowego NSA z 11 grudnia 1997 r., stwierdzający, że Rada Miasta Gdyni nie miała prawa ustalać stawek czynszu w domach prywatnych właścicieli. Według gdańskiego NSA ustawa o najmie lokali narzuca tej grupie właścicieli tylko górną granicę czynszów: stawki płacone przez lokatorów z administracyjnym przydziałem nie mogą przekraczać 3 proc. wartości odtworzeniowej mieszkań rocznie (wartość ta odpowiada przeciętnym kosztom budowy mieszkania w województwie).
Gdański wyrok uruchomił lawinę podwyżek obejmującą stopniowo coraz więcej miast (m.in. Warszawę, Kraków, Łódź, Lublin). Na ogół były to podwyżki trzykrotne, średnia stawka czynszu regulowanego odpowiada bowiem jednemu procentowi kosztów odtworzenia i wynosi ok. 2 zł za metr mieszkania.
Fala podwyżek nasiliła się zwłaszcza po wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 12 stycznia br., uznającym za niezgodne z konstytucją utrzymywanie czynszów regulowanych w prywatnych domach do końca 2004 r. (art. 56 ust. 2 ustawy o najmie lokali). Trybunał dał parlamentowi 18 miesięcy na usunięcie tego przepisu, co oznacza, że czynsze regulowane przestaną obowiązywać w prywatnych kamienicach 11 lipca 2001 r. Nie ma już jednak wątpliwości, że do tego czasu będą to takie same stawki, jak w domach komunalnych. Sąd Najwyższy uchylił 29 marca br. wyrok gdańskiego NSA i wprowadzone przez właścicieli podwyżki okazały się bezprawne.
Helena Perlicka, przewodnicząca Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Właścicieli Nieruchomości z siedzibą w Gdyni (której cały ten spór o czynsze rozpoczęło), uważa, że radość lokatorów z wyroku Sądu Najwyższego może trwać krótko: nieremontowane od lat domy po prostu się zawalą.