Unia się broni. Najnowsza inicjatywa to utworzenie Urzędu do spraw Bezpieczeństwa Żywności na wzór amerykańskiej Agencji do spraw Żywności i Leków (FDA). Ale zadanie urzędu będzie karkołomne. Unia jest bowiem hybrydą federacji i związku suwerennych narodów, które wciąż patrzą na siebie nieufnie i usiłują się nawzajem przechytrzyć. Żaden kraj nie chce się wyzbyć ostatniego słowa na rzecz wszechwładnego, ponadnarodowego ciała, które wymknęłoby się spod politycznej kontroli rządów. Nigdy w historii Europa Zachodnia nie była tak syta, tak zdrowa, tak długowieczna i... tak zagrożona masowym zatruciem na skalę, o której nie śniło się największym zbrodniarzom. Nigdy grecka feta nie mogła tak błyskawicznie i bez przeszkód przemieścić się do Irlandii czy Finlandii, ani irlandzki łosoś do Austrii czy Włoch. Nigdy rolnicy nie dostawali tak dużo pieniędzy, aby zwiększać produkcję, nawet jeśli trafi w całości do magazynów. Wspólna polityka rolna zapewniła Unii bezpieczeństwo żywnościowe i narzędzie w polityce zagranicznej, ale daleko jej do doskonałości.
Skażenie środowiska, nauka i presja, aby wciąż obniżać koszty, narażają codziennie konsumentów na ryzyko, którego nie są w stanie wyeliminować dwojący się i trojący inspektorzy sanitarni i weterynaryjni. Mimo ostrzeżenia, jakim była choroba szalonych krów, szerząca się wskutek karmienia roślinożernych przeżuwaczy mączką ze szczątków chorych zwierząt, takimi paszami nadal karmi się świnie, drób i ryby. W dodatku nikt nie jest w stanie skontrolować, czy na mączkę nie przerabia się teoretycznie zakazanych części ubitych zwierząt („materiałów ryzyka” takich jak tkanka nerwowa, mózg itp.) i czy nie dodaje się jej nielegalnie do paszy dla krów.