Archiwum Polityki

Rejestr przyjętych

Marta, Jaś, Staś, Grześ, Wojtek, Piotruś, Andrzej, Kajtek, Sebastian, Kasia, Kacper, Magda, Henio, Patrycja – roczny nabór do jednego z domów dziecka pod Warszawą.

Patrycja jest ostatnią z nowo przyjętych dzieci. Przed paroma tygodniami zobaczyła ją w telewizji cała Polska – w relacji ze szpitala przy ulicy Niekłańskiej w Warszawie. Teraz już z nią lepiej. Do jednego z podwarszawskich domów dziecka przywiozła z sobą listę powodów, dla których została poddana leczeniu: stłuczenie małżowiny usznej, krwiak, obrzęk oka lewego, krwiak policzka lewego, stare i nowe podbiegnięcia krwawe na klatce piersiowej i na kończynach, ropnie skóry, stan po złamaniu żebra i palca, rana wargi sromowej.

Ojciec zamykał się z Patrycją w pokoju i spali razem. Matka nic nie mogła na to poradzić: taki los. Płakała przed kamerą.

Na ośmioro przyjętych ostatnio dzieci do Domu, czworo było molestowanych seksualnie. – Z roku na rok przychodzą dzieci z coraz bardziej przerażającymi życiorysami – mówi dyrektorka Domu. – Pochodzą z rodzin, w których w ciągu trzech, a nawet czterech kolejnych pokoleń patologia przechodzi z rodziców na dzieci jak wszy. Kumuluje się, agresywnieje.

One mają szansę wyrwać się z naznaczenia – mówi pani dyrektorka – jeśli pójdą do adopcji. Nie wszystkim wychowankom Domu uda się zapewnić komunalne mieszkania po dojściu do pełnoletności. Wielu wróci do rodzin w stare koleiny – koło się zamknie.

Patrycja trafiła do tego Domu, ponieważ psychicznym plastrem na katowanie musi być natężona czułość, a w tym Domu, tak dobrym jak tylko może być dobry sierociniec, pracuje wychowawczyni, która umie być plastrem. Jest tu francuski basen z kuleczkami do ćwiczeń (za pieniądze sponsora), piękne nowe łazienki, kuchnia, dookoła las.

Polityka 14.2000 (2239) z dnia 01.04.2000; Społeczeństwo; s. 82
Reklama