Na półmetku igrzysk nic nie wskazywało, że Polacy wreszcie zaczną zdobywać medale. Pamiętaliśmy znakomity początek występów w Atlancie cztery lata temu, gdzie po pierwszych dniach Polska znajdowała się na pierwszym miejscu w klasyfikacji medalowej. Wiadomo było co prawda, że program igrzysk jest tym razem tak ułożony, że na sukcesy liczyć można raczej pod koniec niż na początku turnieju. Mimo to pierwsze porażki hokeistów na trawie, koszykarek, judoków, badmintonistów, bokserów, praktycznie wszystkich, którzy startowali, mogły załamać największych optymistów.
Kierownictwo polskiej ekipy z dnia na dzień miało coraz gorsze miny i w końcu zdecydowało się zaapelować do sumienia i patriotyzmu zawodników. W trybie nagłym odbyła się w wiosce odprawa, a wniosek był jeden: tak dalej być nie może. Czy to pomogło? Nerwowość działaczy raczej nie działa mobilizująco. Pewnie bardziej pomógł pierwszy medal i to od razu złoty, tradycyjnie wywalczony przez Renatę Mauer-Różańską.
Słodką tajemnicą Renaty pozostanie, w jaki sposób pozbierała się po koszmarnym starcie w strzelaniu z pistoletu w pozycji stojącej. Była wtedy tak zdenerwowana, że już na rozgrzewce widać było, że z medalu nici. Pierwsza seria strzałów – i od razu straty nie do odrobienia. Klasą błysnęła dopiero wtedy, kiedy już było wiadomo, że do finału nie wejdzie. 10 strzałów, 10 razy w środek tarczy. W drugiej konkurencji, strzelaniu z karabinka pneumatycznego w trzech pozycjach, to była już Renata, jaką znaliśmy z Atlanty. – Oglądałam tu wszystkie finały w strzelaniu, które odbyły się między moimi star-tami. Oglądałam innych, analizowałam i wyciągałam wnioski – mówiła po zwycięstwie Polka.
Pytania, jak być w dobrej dyspozycji psychicznej, jak odzyskać pewność siebie i pokonać stres, wydają się najistotniejsze przy ocenie olimpijskich startów Polaków.