Archiwum Polityki

Pęknięte lustro

Wymiana korespondencji między prezydentem a premierem w sprawie działań Urzędu Ochrony Państwa w procesach lustracyjnych, wyjaśnienia ministra Janusza Pałubickiego, że UOP nie złamał prawa, wielogodzinne obrady sejmowej komisji do spraw służb specjalnych, które zakończyły się powtórzeniem znanej od kilku tygodni sentencji, że wprawdzie prawa nie złamał, ale pracował mało starannie i uchybienia jednak były, wywołały nową falę dyskusji o lustracji i o tym co po niej.

Po procesach lustracyjnych Aleksandra Kwaśniewskiego i Lecha Wałęsy po raz pierwszy od dawna liczba zwolenników lustracji jest nieco mniejsza niż jej przeciwników. Opinia publiczna na dodatek zdaje się kierować zwykłą ciekawością i chęcią poznania życiorysów, nie wyciągając dalej idących wniosków, na przykład o nieprzydatności osób lustrowanych w życiu publicznym. To politycy i komentatorzy, pozostający bezkrytycznymi wielbicielami lustracji, mówią o moralnym oczyszczeniu, rozliczeniu, zadośćuczynieniu.

Po zakończonych procesach byłego i obecnego prezydenta zwolennicy lustracji ogłosili wielkie zwycięstwo demokracji: wszyscy są równi wobec prawa, nawet kandydaci do najwyższych urzędów nie są równiejsi. Przeciwnicy pozostali przy swoim zdaniu uznając, że lustracja nie dość, że po raz kolejny skompromitowała się sama, to na dodatek skompromitowała Polskę w oczach europejskiej i światowej opinii publicznej. Są jednak bardziej od zwolenników konsekwentni i rzeczywiście szanują orzeczenia sądu. Zwolennicy lustrowania demonstrują natomiast sporą dozę hipokryzji. Wystarczy poczytać prawicowe gazety, by zobaczyć zalew publikacji, że być może sprawa Wałęsy nie została do końca wyjaśniona, a jak było z Kwaśniewskim, tak naprawdę nie wiadomo. I to jest właśnie główny lustracyjny problem: w ramy prawne spróbowano ująć proces najbardziej polityczny z możliwych i okazało się, że ram w miarę neutralnych skonstruować się nie da. Na dodatek okazało się, że właściwie ten stan rzeczy jest dla większości naszej klasy politycznej dość wygodny, o czym świadczy to, że mimo wielkiej krytyki ustawy nie pojawiła się ani jedna sensowna propozycja jej nowelizacji.

Jedyne zmiany, jakie wprowadzono w ustawie po dojściu do władzy koalicji AWS-UW, zostały właściwie podyktowane przez Antoniego Macierewicza, cieszącego się w Akcji wielkim mirem eksperta od lustracji, choć kolejne procesy wykazują, że nikt jak on nie mylił się i ustawę pogorszyły: wprowadzono wówczas instytucję permanentnego donosu parlamentarnego, którego pierwszą ofiarą stał się premier Jerzy Buzek, rozbudowano zupełnie niepotrzebnie funkcję rzecznika interesu publicznego, w istocie urzędnika z politycznej nominacji, wprowadzono zasadę, że lustracji podlegają nie tylko ci, którzy zostali wybrani do parlamentu lub piastują stanowiska, ale także niewybrani i ci, którzy już funkcji nie piastują.

Polityka 39.2000 (2264) z dnia 23.09.2000; Kraj; s. 27
Reklama