Archiwum Polityki

Inwazja na Stocznię, czyli kto tu się wałęsa

Mundurowi walczą z bajzlem. I czasami z artystami. Artyści zwalczają urzędasów. I czasami strażników. A spory rozsądza Grudzień. Zenon Grudzień, szef straży przemysłowej Stoczni Gdańskiej.

Pilnowanie to trudne zajęcie. Trzeba sprawdzać, co przechodzący przez bramę wnoszą i wynoszą. Czy teren stoczni opuszcza farba, czy nie wjeżdża nań piwo. Trzeba pilnować, żeby każdy, kto wchodzi do postoczniowych budynków, miał kask. Bo bez kasku chodzić zabronione.

Pilnują przede wszystkim nas, muzyków i artystów – mówi Dresu, hiphopowiec. – To jak temat z niezłej komedii z tym całym pilnowaniem.

Funkcjonariusze stoczniowej straży do pomocy w pilnowaniu mają latarki, lornetki, w razie potrzeby broń krótką i długą. A przede wszystkim – samego komendanta Zenona Grudnia. Najwyższą wyrocznię.

Trzeba się przestawić

Hobby pana Grudnia? Oczywiście, wiem. Sztuka piękna i wędkarstwo – twierdzi rudobrody artysta Mikołaj.

Moje hobby? Wychodzi, że stocznia – mówi o sobie komendant. – Całe życie, z przerwą na budowanie mostu w Czechach, tu przepracowałem. Najpierw 14 lat na produkcji, potem w dziale społeczno-politycznym, dekoracje okolicznościowe, sprawy propagandowe, dział kontroli. Do straży przeniosłem się w 1995 r.

Od tego czasu Grudzień urzęduje naprzeciwko trzeciej bramy. W skromnym biurze, które pamięta jeszcze PRL: stolik, dwa fotele, półki, na półkach skoroszyty. A w skoroszytach – tajne życie stoczni. Skatalogowane („alkohol”, „kradzieże”, „BH”, „brama – księgi wejść i wyjść” i tak dalej), spisane ze szczegółami, wpięte i zaprotokołowane, z podpisem, dokładną godziną, datą i nagłówkiem.

Dziś na przykład hiphopowcy od Dominika przekraczali bramę 26 razy, w tym trzykrotnie samochodem.

Polityka 34.2003 (2415) z dnia 23.08.2003; Na własne oczy; s. 92
Reklama