Pan Bubak z czwartego piętra miał 72 lata i lubił wystukiwać na pianinie standardy jazzowe z czasów swojej młodości. Któregoś dnia rano panią Bubakową zabrało pogotowie. Pan Bubak został sam z Funią, grubą, starą suczką kundelką. Umarł w nocy. Lokatorzy dowiedzieli się o tym rankiem, bo Funia głośno wyła i sąsiadów to wycie zaniepokoiło. Przyjechała siostrzenica Bubaków, otworzyła drzwi. Pan Bubak leżał w łóżku, miał zamknięte oczy. Wszyscy myśleli, że śpi, ale on już nie żył.
Sąsiedzi orzekli: pan Bubak umarł z obawy, że pani Bubakowa już ze szpitala nie wyjdzie. A jednak po kilku tygodniach wróciła, ale nikogo już nie poznawała. Na „dzień dobry” grzecznie odpowiadała, chociaż miało się wrażenie, że robi to ze zdziwieniem – dlaczego obcy ludzie jej się kłaniają.
Tego dnia, kiedy pani Bubakowa powróciła do starego-obcego świata, na klatce schodowej ktoś z administracji umieścił obwieszczenie. Od 1 października 2000 r. Kamienica zostanie zwrócona prawowitym właścicielom i od tej pory usuwaniem awarii adeem nie będzie się zajmował. Czynsze należy regulować jak dawniej. O zmianach w tej materii właściciele powiadomią lokatorów.
Córka pani Bobrowej z I piętra podzieliła się z sąsiadami refleksją: – Stało się najgorsze. Pan Bubak miał szczęście, że tego nie dożył.
Promesa numer jeden
Kamienica ma cztery piętra i jedną klatkę schodową. Na każdym piętrze dwa mieszkania, na parterze dwa sklepy: spożywczy pani Bobrowej i galanteryjny pana Wiśniewskiego. Ale chociaż Kamienica położona jest atrakcyjnie, na warszawskim Starym Mokotowie, w pobliżu Puławskiej, oba sklepiki nie przynoszą właścicielom spodziewanych dochodów. Od lat już przegrywają konkurencję z pobliskimi centrami handlowymi, klientów jak na lekarstwo.