Suma to bajońska, gdy wziąć pod uwagę, że Chromatis nie sprzedała na razie niczego i nie zarobiła jeszcze ani jednego dolara. Wszystko co posiada, to technologię zwiększającą o połowę przepustowość istniejących światłowodów w telekomunikacji miejskiej.
Właściciele firmy Orni Petruszka i Rafi Gidron, trzydziestoletni inżynierowie-programiści, zainkasowali po 675 mln dolarów, a 120 pracowników Chromatisu, posiadających udziały w założonym przed dwoma laty przedsiębiorstwie, zarobiło po 30 mln. Wszystko to brzmi jak bajka, ale jest częścią nowej izraelskiej rzeczywistości, w której w błyskawicznym tempie wyrasta nowa elita społeczna – pracownicy przemysłu hi-tech.
Łowcy głów
Jak grzyby po deszczu wyrosły w Jerozolimie, w telawiwskich suburbiach, gdzie zbudowano dzielnicę Przyszłość, ogromny kompleks biurowców – a także na dalekiej prowincji, w Galilei i na skraju pustyni Negew nowoczesne kolonie szklanych domów. Nie te z Żeromskiego, nie dla ludzi parających się piórem, lecz fachowców piszących rewolucyjne komputerowe programy, produkujących coraz bardziej skomplikowane struktury półprzewodników i znajdujących coraz to nowe sposoby wykorzystywania Internetu. Wielu z nich zarabia krocie, buduje dla swoich młodych rodzin luksusowe wille i zasiada za kierownicą samochodów, które dla przeciętnego śmiertelnika są niedoścignionym marzeniem.
Jeszcze przed dziesięciu laty młodzi geniusze musieli szukać szczęścia i pieniędzy daleko za oceanem. Teraz mózgi te, pracujące w budynkach ze szkła i stali, wysunęły państwo żydowskie – według danych giełdy Nasdaq – na drugie miejsce w świecie, zaraz po kalifornijskiej Dolinie Krzemowej, pod względem zaangażowanego kapitału.